poniedziałek, 1 kwietnia 2019

Dwa tygodnie fantazji, dwa tygodnie matematyki

dwa tygodnie bez głowy

Dwa tygodnie do maratonu. Dwa bez jednego dnia. Czas będzie leciał coraz szybciej. Nic już nie uda się wypracować, da się tylko zepsuć. Zależy mi na dobrym czasie w tym biegu, więc nie będę psuł...

Patrzę na moich kolegów, którzy robią przygotowania według planu i naprawdę ich podziwiam. Trzeba mieć w sobie charakter żołnierza. A może nawet być biegowym kujonem :) Ale to, że ja nie biegam według planu wcale nie znaczy, że nie zależy mi na świadectwie z paskiem. Ja po prostu nie uczę się z podręcznika i nie jadę rozdział za rozdziałem. Ale tak samo jak każdy, skoro biegnę i mam swoje cele - chcę je osiągnąć.

Za mną dwa tygodnie biegania pełnego fantazji. Co prawda kilka razy spojrzałem co radzą specjaliści aby robić w tygodniach 4 i 3 przed startem, jednak nie traktowałem tego dosłownie, a raczej informacyjnie. Wygrywała fantazja. I tak:

  • Gdzieś przeczytałem, że biegając codziennie trzeba lekki trening przeplatać z cięższym. Jak to przeczytałem, to zauważyłem, że tak jakoś samo się robi. Jednego dnia cisnę, drugiego słucham sobie muzyki. 
  • Dwa dni po połówce wyszedł mi całkiem mocny trening. Taka soczysta dziesiątka w narastającym tempie od 4:50 do 4:20. Słuchałem płyty Facing Gravity niemieckiego neoproga - Chandelier. W obliczu grawitacji :)
  • Kolejne dwa dni później zacząłem ścigać się z jakimś młodzianem na naszych bajorkach. W słuchawkach tłukłem Sabbathów i cały czas zdawało mi się, że ktoś mi biegnie na plecach. Przyspieszałem przez 12 km od 5:00 do 3:55. Oba ostatnie kilometry pociągnąłem poniżej 4 min/km, ale okazało się... że ścigam się z cieniem. Wszyscy biegacze nad bajorkiem zlali mi się w jednego mega-biegacza, który chciał mnie wyprzedzić, choć za plecami nikogo nie było. 
  • W sobotę zrobiłem życiówkę na parkrunie. 19:01. Gdybym tylko dobrze obliczył czas i przede wszystkim - gdybym wstał rano z takim zamiarem, że będzie tak blisko 18 z przodu to trochę bym jeszcze wycisnął. 
  • W niedzielę zrobiłem planowe długie wybieganie. 30 km w tempie poniżej 5:00 min/km. Przesłuchałem połowę płyt new-romantic jakie przyszły mi do głowy. 
  • We wtorek poniósł mnie Led Zeppelin. Wybiegając na trening nie miałem takiego zamiaru, a wyszło mi 6 kilometrowych interwałów w tempie ~4:00 z przerwą na kilometrowy trucht po ~4:50. Schody do nieba. Miałem w sobie taki power, że normalnie gdybym zobaczył Baranowskiego przed sobą to bym go wyprzedził (tak mi się wtedy wydawało :))
  • W środę zaczął się chaos. Spotkałem Kubę Klajnę na spacerze z psem i odechciało mi się biegać. Przespacerowałem kilometr, pogadałem i poszedłem na zakupy do Biedronki. 
  • W czwartek za to totalna bomba. 11 km w niecałe 47 minut. Narastające tempo od 4:30 do 4:05.
  • Za to weekend to apogeum chaosu. Z piątku na sobotę wzięła mnie jakaś fantazja na 20 km między 1:30 a 3:30 w nocy. Prowadziła mnie gwiazda, spotkałem rowerzystów na Mevo i człowieka z psem. No i słuchałem Marillion z Hogarthem.
  • Parkrun w sobotę? Zamiast ataku na 19 minut - konwersacyjnie 5 minut wolniej. Na zaliczenie. 
  • No i niedziela. Sam nie widziałem czy chce mi się biegać czy nie. Czy już zacząć odpoczywać czy jeszcze się zmęczyć. Do działania natchnął mnie Adam Baranowski. Wygrał 50-tkę w Kolbudach i pobiegłem mu osobiście pogratulować. 21 km w dwie strony :)

Przez ostatnie 2 tygodnie wybiegałem 76 i 88 km. Bawiłem się każdym kilometrem, biegałem kiedy chciałem i ile chciałem. Kilka razy się solidnie zmęczyłem, były i interwały i BNP i długie wybieganie i życiówka na 5 km. Połowa treningów to spokojne tempo z muzyką i bez żadnych historii.

* * *

Dwa tygodnie przede mną to już czysta matematyka. Wskakuję na szyny niczym Trans Europa Express z płyty Kraftwerk. Przeczytam pewnie za chwilę kilka porad jak spędzić ostatnie dwa tygodnie przed maratonem, jak zrobić dobry tapering, jak się wyostrzyć, a nie zamulić. Z kilku planów treningowych złożę swój, którego będę się trzymał...

Tak. Zaczynam się już lekko stresować. To chyba dobrze. Zaczynam z balonikami na 3:15.

3 komentarze:

  1. Trzymam kciuki. Powodzenia !!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też startuję z tymi balonikami. Po Twoich wpisach widzę, że to chyba błąd, bo Twoje treningi wyglądają lepiej od moich... No, ale warto powalczyć ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Też biegnę z tymi balonikami. Chociaż jak patrzę na Twoje treningi to nie wiem czy nie porywam się z motyką na słońce... No, ale trzeba powalczyć ;)

    OdpowiedzUsuń

Podobne wpisy