niedziela, 3 marca 2019

parkrun Charzykowy #55

Nie wziąłem bluzy z Gdańska. Jakoś zupełnie się tym nie przejąłem, bo nie raz już biegałem na krótko zimą i było całkiem ok. Pobudka w Chojnicach około 5:30. Nie miałem co robić, więc obejrzałem sobie Dunkierkę. Miał mnie ten film nakręcić na walkę o wynik, ale okazało się, że to film o tym jak Alianci dostają srogiego łupnia. Tzn, na tyle na ile znam historię to wiedziałem co wydarzyło się w Dunkierce, ale byłem przekonany, że Nolan odwróci te wydarzenia tak, że będą pokazywały jakiś aspekt zwycięstwa. Ale była tylko desperacka próba ucieczki... Zapamiętajcie, jeżeli chcecie się zmotywować przed biegiem - nie oglądajcie Dunkierki :)


Patrząc na moje ostatnie biegi to chciałem dziś powalczyć o życiówkę. Forma jest, tydzień temu poleciałem 20 km w 1,5h treningowo i się nie zmęczyłem. Trochę przypadkowo, a trochę celowo zrobiło mi się coś jakby bezpośrednie przygotowanie startowe, w środę interwały, w czwartek odpoczynek, w piątek rano tylko delikatne 4 km z przyspieszeniami.

Ale... wczoraj rano rozpoczęła się też moja Dunkierka. Dzieciaki przywlokły z przedszkola/szkoły jakieś choróbsko i zamiast wizualizować sobie życiówkę walczyłem z kaszlem, katarem, bólem głowy i generalnie jakimś podłym osłabieniem.

Godzina 7:00, wyglądam przez okno, a... samochód nadaje się do skrobania szyb. Trudno. Będzie ciężko, ale trzeba powalczyć. Przyjechałem do Charzyków 40 minut przed biegiem i ruszyłem promenadą na rozgrzewkę. Niby było -2 stopnie, ale zero wiatru, totalna flauta, czyste błękitne niebo, słońce świeci w pełnym wymiarze. Szkoda tylko, że biegać mi się nie chce.


Zrobiłem 3 km rozgrzewki i przychodzę na start. A tam Monika, z uśmiechem tak szerokim i gorącym, że aż przesłaniającym słońce nad borami:

- Nooo kogo my tutaj mamy?! Biegniesz na życiówkę?



Przełknąłem ślinę i odpowiedziałem jak na rasowego sportowca przystało:

- Zrobię wszystko co w mojej mocy!

Stoimy, rozmawiamy, rozglądam się dookoła. I słyszę kątem ucha jak ktoś coś mówi o jakimś biegu jutro w Człuchowie. Hmmmm. Zazwyczaj jak jest jakiś bieg w okolicy, to nikt nie daje z siebie maksa na parkrunie i jest szansa na dobre miejsce :)

- Monika, powiedz mi, tutaj są jacyś mocni zawodnicy poza zasięgiem?

Monika się rozgląda, omiata wzrokiem biegaczy i nie do końca wie jak mi odpowiedzieć. Ja w tym czasie wskazuję na chłopaka, który wygląda jak rasowy harpagan, ubrany pro, i robi bardzo pro rozgrzewkę.

- A nieeeee. ten to jest poza zasięgiem - mówi Monika - ale szansa na podium jest :) - dodaje.



* * *

Uprzedzę fakty. Wskazany przeze mnie biegacz (Łukasz) tak wyrwał z kopyta, że trzymałem się jedynie przez pierwsze 100 metrów. Kompletnie poza zasięgiem. Nawet poza zasięgiem wyobraźni. Po początku w tempie ~3:40 ale bardzo szybko przeszedłem na moje klasyczne 4:00. Zanim dobiegliśmy do nawrotki wyprzedziła mnie trójka biegaczy. Starałem się przytrzymać ich pleców, ale nie za bardzo byłem w stanie robić to w moim rytmie a nie chciałem rwać tempa.

Po 1,5 km pierwsza nawrotka. Dzięki niej zobaczyłem, że z tyłu w miarę spokojnie, dość daleko nikogo za mną nie ma. Dystans przed uciekającą mi trójką zaczął się zmniejszać. W końcu wyprzedziłem dwójkę z nich, ale kolega z zielonej był ciągle poza zasięgiem...



[Na mecie dowiedziałem się, że to Andrzej Janik. Ucięliśmy sobie dość długą rozmowę, bo Andrzej w 2020 roku będzie organizował tutaj, w Charzykowach bieg ultra - dookoła jezior, coś około 60-70 km. Daty jeszcze nie ma, ale już wiem wokół jakiego biegu będzie ustawiony mój kalendarz na 2020]

Tymczasem biegłem trzeci, ale za plecami cały czas słyszałem oddech dość młodego biegacza - Patryka. I chyba tylko dzięki temu, że podkręcał mnie duch rywalizacji udawało się trzymać tempo cały czas około 4:00. Bo o ile mięśnie spokojnie dawały radę, to dusiłem się, krztusiłem i z trudem łapałem oddech. Ale i tak całkiem dobrze mi szło jak na człowieka, który walczy z jakimś przedszkolnym wirusem. Na życiówkę nie było szans, ale tak jak obiecałem Monice - dawałem z siebie wszystko.

Druga nawrotka. Patryk trochę odpuścił. Do mety około kilometra. Biegnę na trzecim miejscu i już to się nie bardzo ma jak zmienić. Przymykam oczy, dyszę jak lokomotywa, spoglądam na zegarek i koncentruję wyłącznie na tym, aby złamać 20 minut.

Ostatnie 100-150 metrów jest z górki. Fajnie można się rozpędzić tuż przed metą. Robię więc ten ostatni sprint i kończę bieg na trzecim miejscu. Szansę na podium wykorzystałem :) Czas 19:45 

* * *

Lubię bardzo ten charzykowski parkrun. Czuję się tutaj jak u siebie w domu... A tam, czyli na Gdańsk-Południe działo się, że hoho!! Dwóch wielkich bohaterów dnia!
  • Nowy rekord trasy 15:45 !!! Zrobił go człowiek, który nazywa się tak samo jak moje buty i mój telewizor! Jonathan ESCALANTE-PHILLIPS
  • Nowy rekord życiowy Kamila Żmudzińskiego - 19:58!
Czemu ja tego nie widziałem!? :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobne wpisy