poniedziałek, 4 lutego 2019

Plan na wiosnę

Patrzę na moich biegowych znajomych z pewną zazdrością. Każdy z nich szykuje swój plan na tę wiosnę. Niektórzy już go realizują. Ja jakoś nie potrafię oprzeć się na planach. Uciekam nawet od stworzenia takiego własnego, tylko dla mnie. Po prostu ustawiam sobie poprzeczki z marzeniami i z gniewną miną do nich gonię. Ale moja pogoń za marzeniami dużo bardziej przypomina szukanie punktów w biegu na orientację niż wyciskanie potu z tartanu na 400-metrowej bieżni.


Z jednej strony chciałbym mieć plan, ale z drugiej boję się go mieć. Nie jestem zachowawczy. Nie chodzi o to, żeby potem się wycofać i mówić, że nic się nie stało. Nie mam problemów aby bezrefleksyjnie podzielić się marzeniami na najbliższe pół roku. Proszę bardzo: złamać 19 minut na 5 km, złamać 40 min na 10 km, pobiec maraton z balonikami na 3:15 i przybiec przed nimi. No i jeszcze Rzeźnik... tutaj ciężko określić czas, ale ambitnym celem będzie znaleźć się w 20% pierwszych par na mecie. Cele są coraz bardziej ambitne i być może ostatnie, które mogą przyjść ze zwykłego biegania, z trenowania bez planu, z marszu.

Czemu boję się mieć plan? Bo nie chcę przestawiać drzemki na telefonie w 5 minutowych porannych interwałach. Ci co śledzą mnie na endo zauważyli pewnie, że od kilku miesięcy coraz częściej kręcę poranne pętle po zbiornikach. Kilka razy nawet zrobiłem zakładkę z ostatnim nocnym, który rozwoził ludzi po osiedlu. Ale ja nie budzę się na budzik. To się dzieje samo. Im jestem szczuplejszy i sprawniejszy zaczyna mi się jakoś sam przestawiać zegar biologiczny. Kiedy wieczorem jestem zmęczony to idę spać, czasem jest to 21-21:30. Nie forsuję na siłę tego zmęczenia i nie staram się nie zasnąć dla jakiejś "zasady". Jeżeli są rzeczy do zrobienia - robię je po prostu rano. A kiedy o 4:00 budzisz się w pełni wyspany to te same rzeczy, które wieczorem zabrały by 2 godziny - rano, na świeżości, zajmują połowę tego czasu. I w ten sposób dostaję jeszcze extra godzinkę na pobieganie, albo jakiś trening w domu.

No ale czemu boję się mieć plan? Odpowiadając na pytanie. Stałbym się jego niewolnikiem. I albo bym się zużywał go realizując często wbrew naturalnemu rytmowi organizmu. Albo bym zamęczał się wyrzutami sumienia, że planu nie realizuję, albo ciągle go modyfikuję.

Czy więc moje marzenia mają rację bytu bez planu? Tak jak napisałem wcześniej - być może są to ostatnie marzenia, które uda się zrobić "na partyzanta".

Na razie chce trochę odpocząć. Najbliższe dwa tygodnie przeznaczam na apogeum biegania bez planu albo nawet niebiegania. Być może pobiegnę tylko 2-3 razy. Podczas kiedy w grudniu wszyscy robili roztrenowanie i odpoczywali - ja wykuwałem moje sub20 na parkrunie. Mam życiową formę. Tak czuję. Biegam w jeansach i swetrze po Kartuskiej ~4:40 min/km bo nie chcę się spocić. Robię kilometrówki w tempie 4:00 min/km i nie wchodzę jeszcze w tzw III zakres. Na bieżni mechanicznej dopiero 3:45 min/km sprawia, że robi się ciężko po kilometrze. Ale jakiś wewnętrzny głos każe mi właśnie teraz odpuścić. Zluzować strunę na jakiś czas. Odpocząć i wrócić za dwa tygodnie. Może nawet z jakimś planem na maraton :)

* * *

Na koniec cytat z wpisu Porannego Biegacza pt. Plan na Wiosnę (hahaha - podebrałem tytuł :)).

"Długie wybiegania olewam – niewiele wnoszą, a są sporym kosztem w procesach regeneracji. Świadomie rezygnuję też z treningów siły biegowej na podbiegu."

Coś w tym jest niepokojącego i ekscytującego, prawda?

3 komentarze:

  1. Hehehe - można to nazwać prowokacją, ale opieram się na własnym doświadczeniu.

    Jeśli długie wybieganie jest akcentem samym w sobie - to jeszcze ujdzie. Ale jeśli w tygodniu są już inne wyczerpujące środki treningowe, to szkoda czasu.

    Swoją życiówkę w maratonie zrobiłem bez długich wybiegań:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Co do braku planu - póki co, Twoje harmonijne bieganie przynosi zaskakujący progres - więc plan nie jest Ci chyba potrzebny. Być może takie podejście do biegania to lepsze rozwiązanie niż zakuwanie się w kajdany planu.

    Ciekaw jestem, jak daleko można dojechać z wynikami w taki sposób.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydaje mi się, że przy takiej utracie masy każde bieganie przyniosłoby efekty. Choć też czuję, że w jakiś sposób połączyłem wszystkie działania w spójną całość. Jak daleko można dojechać? To pokaże pewnie ta jesień. Z wagą już wiele więcej nie zjadę, może jeszcze 3-4 kg a reszta to będzie praca nad prędkością i wytrzymałością.

      Usuń

Podobne wpisy