środa, 7 lutego 2018

Harenda - Gubałówka - Harenda


Kolejny dzień w górach. Tym razem z trochę większą ideą niż poprzedni wypad do Poronina. Dzieci odstawiam do szkółki na Harendzie i postanowiłem te niecałe 3 godziny wykorzystać na zwiedzanie okolicy.


Na Harendę można wjechać wyciągiem razem z narciarzami, a stamtąd pobiec szczytem na przykład na szczyt szczytów - czyli Gubałówkę :)

Po odstawieniu dzieci pytam się jakiegoś losowego instruktora:

- "Proszę Pana, a którędy da się wejść tam na górę?"
- "Niech Pan kupi kartę na wyciąg to Pan wjedzie"
- "Ale ja nie chcę wjeżdżać! Ja chcę wejść."
- "Ale to przecież tylko kilka zł kosztuje, kupi Pan kartę i jak Pan nie wykorzysta to Panu zwrócą środki"
- "No ale ja chcę wejść!"
- "Aaaaa.. aaaa to nie da się...."

No to zacząłem wchodzić obok trasy narciarskiej. Na szczęście się dało :) Choć zajęło mi to blisko 20 minut. Po drodze przypałętał się jakiś piesek, ale miał pokojowe zamiary i postanowił (chyba z nudów) towarzyszyć mi w drodze.


Kilkaset metrów dalej spotkałem drugiego psa, który również postanowił spędzić ze mną trochę czasu. Biegliśmy więc dalej w trójkę. Czułem się trochę ja Forrest Gump, który zbierał za sobą ludzi co biegli za nim, z tą różnicą, że ja zbierałem małe pieski.

Spojrzałem na mapę i powoli zacząłem poruszać się w stronę Gubałówki. Aż tu NAGLE przede mną zobaczyłem najwyżej w Polsce położoną wieś - Ząb. Niech moc będzie z Tobą Kamilu Stochu z Zębu!


Im dalej zbliżałem się do Gubałówki, tym więcej mijało mnie koników, które zapewne szły do roboty. A na Gubałówce pusto! Widoków żadnych, nie było nawet wąskiego przejrzystego paska na niebie. Smog zlewał się z linią chmur.

Gubałówka DZIŚ
Gubałówka WCZORAJ
Na pustej Gubałówce wszedłem do absolutnie pustej restauracji, zamówiłem grzane piwo i coś mnie podkusiło aby ściągnąć służbową pocztę. Napisałem kilka maili, piwo trochę ostygło, ale za to z czystą głową ruszyłem w drogę powrotną.


Tym razem było trochę bardziej z górki.


W punkcie startu byłem po dwóch godzinach. Tempo normalne jak na góry zimną, czyli powyżej 10 min/km :) Oczywiście można było szybciej, ale można też było wcale. Ostatnią 300 metrową górkę, tym razem w dół zbiegłem po głębokim śniegu zaliczając tylko jedną wywrotkę.

Po biegu odebrałem dzieci ze szkółki, a w domu czekała na mnie kwaśnica :)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobne wpisy