sobota, 4 listopada 2017

Parkrun Gdańsk-Południe #66 - Słomiany wdowiec

Żona mnie zostawiła. Nie tak jak niektóre żony potrafią zostawić, ale tak bardziej lajtowo, na kilka dni. Co więcej zostawiła wszystkie dzieci. Sobotni poranek, który do tej pory wyglądał tak, ze budziłem się o 8:40 i z jednym otwartym okiem turlałem się na dół na start, ewentualnie biorąc ze sobą córkę zamienił się dziś w całkiem poważny projekt :)



Pobudka 6:30. Na spokojnie, leniwie, bez pośpiechu... Zastanawiałem się czy iść na wolontariat, czy wziąć wózek (moją klasyczną spacerową Emmaljungę, choć w tygodniu mam dostać do testów nowe cacko od Thule) i przebiec się z Ksawkiem... Zaczęliśmy od robienia gofrów i jakoś nam tak czas zleciał, że nagle zorientowałem się, że jest 8:40. Podkręcenie tempa, pakowanie wózka do bagażnika, bo raczej z buta ciężko byłoby zdążyć i jedziemy na start. W samochodzie podział ról: Kostka idzie na wolontariat do przybijania piątek, Kreska robi co chce, bo przecież ma już 10 lat, więc robi co chce ;) Ja mam trochę więcej, ale też robię co chcę. Postanowiłem więc pobiec.

Na starcie wywołał mnie Paweł i kazał klękać przez zawodnikami. Do teraz zastanawiam się dlaczego :)



Wystartowaliśmy. Kreska z Kamilem i Karolem kilkanaście kroków przede mną. Ja truchtałem sobie z wózkiem spokojnie na końcu stawki. Gdzieniegdzie zza krzaków pojawiał się Marcinko, na zakręcie wolontariusze dbali o to abym nie pomylił kółka, przy mecie dzieciaki przybijały piątki.


I kiedy już cały bieg miał być zwyczajnym biegiem bez historii NAGLE zza pleców słyszę tętent dopędzającego mnie Baranowskiego. Mija mnie a ja nie wiem jak zagadać. Pytam się bez sensu, czy biegnie parkurna. Odpowiada "eeeee". Odpowiedni akcent sprawił, że odszyfrowałem odpowiedź jako "nieeee". No więc Baranowski sobie trenuje, cwaniaczek :) Na parkrun się nie chciało iść tylko wyszedł sobie zamęt na trasie siać, doprowadzać obsługę stopera do zeza i generalnie zachowywać się jak "chodziarka ubrana na czarno". No to sobie pomyślałem "o nie Baranowski! tradycji łamać nie wolno, przed nami ostatnia prosta, Ty i ja"

Wyprzedziłem go i utrzymałem na plecami do samej mety. Adam przybiegł drugi! Będzie się pewnie tłumaczył na 2h29min, że był pierwszy w kategorii i gdyby jeszcze trochę przyspieszył to by mu się kasa należała, ale prawda jest taka, że był drugi i tyle.


* Dziś był parkrun nr 66. The number of the beast is 66. Zgadnijcie co za bohater przybiegł na 66 pozycji.

2 komentarze:

  1. W pierwszej chwili myślałem że Adam się spóźnił i dlatego biegnie w takim szybkim tempie ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tez tak myslalem, ale on po prostu postanowił nas powkurzać i robił 6x1000

      Usuń

Podobne wpisy