poniedziałek, 4 września 2017

Pętla Otomińska zawsze na propsie :)

Strasznie głupi tytuł wymyśliłem, wiem. Ale kiedy chcesz zrobić 20 km po okolicy i nie masz specjalnego pomysłu gdzie pobiec, wtedy kierunek Otomin wydaje się idealnym wyjściem. Tak było dziś rano.


Dominik od kilku dni delikatnie bierze mnie pod włos i niczym mąż z 20 letnim stażem znający wszystkie humory swojej żony idealnie potrafi wczuć się w psychologię swojej drugiej połowy. Podchody zaczął już kilka dni temu, kiedy wyciągnął mnie wieczorem na piwko pod garażem. Ja mu na to odpowiedziałem:

- Skoro mamy już wypić to piwko, to może najpierw pobiegniemy sobie jakąś piąteczkę po zbiornikach? 
- Nie śmiałem o to zapytać, ale byłoby cudownie! - odpowiedział


Tak też się stało, pobiegliśmy mentalną piąteczkę (wyszło 4,5 km) i wypiliśmy piwko pod garażami.

Wtedy też Dominik zaczął snuć - bardzo delikatnie, z odpowiednim wyczuciem, jak przystało na osobę, która rozmawia z człowiekiem obrażonym na bieganie - plany weekendowego dłuższego wybiegania. Przerwałem mu to w klasycznym stylu, z lekkim fochem:

- Dominik, czy ty naprawdę nie zorientowałeś się, że ja już tydzień temu "od-obraziłem" się na bieganie!? I bardzo chętnie z Tobą pobiegnę w niedzielę rano?

Z perspektywy dzisiejszego wieczoru coraz bardziej zaczynam podejrzewać jakąś zmowę. Bo w piątek, tak niby od niechcenia Michał się pyta, czy coś byśmy nie pobiegli w niedzielę.

Mówię mu:
- Michał, ale wiesz, że ja biegam slow running teraz?!
- Tak, wiem, to cudownie! - odparł Michał
- Ale wiesz, że trzeba będzie się spotkać na mostku w niedzielę rano?
- Tak wiem, na 99% będę!

Już nie było tego standardowego "będę punktualnie albo wcale" ale "będę na 99%". Zastanawiające...

No i nastała niedziela. Nie nastawiałem budzika, tylko dogadałem się z moim ciałem astralnym aby wróciło z nocnych wojaży około 7-mej. Tak się stało i zacząłem kompletować strój do wyjścia. Tradycyjnie nie mogłem znaleźć obcisłych spodenek. Przeszukałem najciszej jak mogłem cały dom. Zrezygnowany ubrałem w końcu moje obcięte spodnie jeansowe i wyszedłem przed blok.

Dominik przyszedł minutkę po mnie, spojrzał na mnie i powiedział:

- O! Widzę, że też nie mogłeś znaleźć spodenek do biegania.

Spojrzałem na Dominika, który w odróżnieniu od moich eleganckich obciętych jeansów miał na sobie coś co wyglądało jak obcięte flanelowe spodnie od piżamy.... :)

Pobiegliśmy na mostek. Ale nie tak jak parę lat temu, czyli w tempie 5 minut na kilometr. Pobiegliśmy slow runningowym marszobiegiem praktycznie natychmiast przechodząc do naszej ulubionej tematyki, czyli polityki zagranicznej. Tematem na topie jest fake lub nie-fake alert związany z awarią elektrowni jądrowej w Belgii. Media milczą, ale coś na rzeczy musi być,  bo kiedy pod koniec biegu zaszliśmy do sklepu po puszkę coli - ten sam temat poruszał klient ze sprzedawcą.

Na mostku czekał na nas Michał.


Chwilę później skręciliśmy w las i potuptaliśmy zielonym szlakiem do jeziora, okrążyliśmy je i ponownie zielonym szlakiem wróciliśmy na mostek.

Nad jeziorem ktoś podmienił huśtawkę. Kiedyś był to taki kij na sznurku, a teraz huśtawka jest bardziej pro, ale... jest zawieszona tak wysoko, że musieliśmy we dwóch wkładać na nią Dominika.


Z sukcesem :)


Wracając ulicą Stężycką wyprzedził nad inny biegacz, ubrany w bardzo ładne czerwone New Balance. Niestety na ulicy Stężyckiej przez około 50 metrów są jakieś roboty, ulica jest rozkopana totalnie i po ostatnich opadach wygląda jak fragment szlaku Łemkowyny. Popatrzyliśmy się na to błoto z Dominikiem i Michałem i pięknie niczym gromadka dzikich zwierząt przetruchataliśmy przez nie nie zmieniając ani na chwilę tempa biegu. Pan w New Balancach chyba nie do końca wiedział jak się przeprawić i został tam na pastwę błota. Oczywiście po kolejnym kilometrze doszedł nas ponownie i wyprzedził, a jego buty wyglądały tak samo czysto jak przed przeprawą. Przez niewielką chwilę czułem się nawet moralnym zwycięzcą tej potyczki, ale tylko do czasu powrotu do domu :)

- Mógłbyś Tomek jednak bardziej dbać o buty, a przed wejściem do domu jakoś powycierać je w trawie?

Podsumowując:
  • 20 km zrobiliśmy w 2 godziny i 38 minut,
  • slow running jest fajny,
  • a jeszcze fajniejszy kiedy szybciej nie możesz,
  • tęskniłem jednak za tymi niedzielnymi wybieganiami na pełnej głupawce
  • oby nie było za późno i oby busik z Komańczy o 18:00 nie odjechał beze mnie (jest na szczęście jeszcze jeden o 21:00)

2 komentarze:

  1. Lubie tu zaglądać, bo dowiaduje sie ciekawych rzeczy. Dziś np sie dowiedziałem, ze Belgia ma elektrownie jądrową :)

    OdpowiedzUsuń

Podobne wpisy