niedziela, 3 września 2017

Parkrun Toruń #108

- Ale jesteście parkrunowymi turystami, czy po prostu przyjechaliście? 

Po kilku zdaniach przywitania takie pytanie zadał nam Mariusz - koordynator biegu Parkrun Toruń.


- Tak, jesteśmy parkrunowymi turystami - odpowiedziałem mechanicznie.


W sumie pierwszy raz tak bardzo świadomie i na głos powiedziałem to co naprawdę robię. Dziś biegłem po raz 90-ty, po raz pierwszy w Toruniu - mojej 9-tej lokalizacji. Mam duszę kolekcjonera, jeżeli spodoba mi się płyta jakiegoś artysty chcę od razu poznać i zgromadzić całą jego dyskografię. No i nie potrafię sprzedawać samochodów, którymi jeździłem. Kiedy się wysłużą, ku rozpaczy sąsiadów (i mojej żony), stoją na parkingu porastając pożółkłą trawą. Tak samo jest z parkrunami. Nauczyłem się, że sobotni poranek bez 5 kilometrów w jednej z setek lokalizacji parkruna na świecie to stracony poranek. Wybierając miejsce na spędzenie weekendu, albo dłuższych wakacji zawsze następuje ten moment, kiedy otwieram główną stronę parkruna i szukam najbliższego biegu. W kwietniu strasznie się zdziwiłem, że takiego nie ma w pobliżu Barcelony, ale nie próbowałem namawiać rodziny do przeprawy przez Pireneje do Francji...

Wczorajszy wieczór spędzałem w Chojnicach, u teściów, odbierając córki z obozu żeglarskiego. Najbliżej Chojnic jest Szczecinek. Byłem tam trzykrotnie: dwa razy na parkrunie, a raz na niezapomnianym maratonie dookoła jeziora Trzesiecko. To tylko godzina drogi i najrozsądniejsze rozwiązanie. Ale ... ale tam już byłem. Poszerzając pole koła ze środkiem umieszczonym w Chojnicach mamy Bydgoszcz. Około 100 km i półtorej godziny drogi... Ale... ale tam też już byłem. Ścieżka wzdłuż Brdy jest piękna i na pewno tak jeszcze wrócę. Niewiele dalej, bo około 130 km od Chojnic miałem do wyboru dwie dziewicze dla mnie lokacje: Świdwin (w kierunku na zachód) oraz Toruń (na południowy wschód). Nastawiłem budzik na 6:30 i postanowiłem decyzję podjąć rano analizując najświeższą prognozę pogody.

Wstałem bez problemu. Po kilku minutach obudziłem Kreskę i zapytałem, czy chce wstać teraz i pojechać np. do Torunia, czy pospać jeszcze godzinkę i pobiec w Szczecinku.

Pogoda miała być w porządku, po całonocnych opadach rano czekała nas ewentualnie niewielka mżawka. Kreska wstała bez problemu i o 6:50 siedzieliśmy już w samochodzie ustawiając nawigację na ulicę Olimpijską w Toruniu. Podróż minęła praktycznie bez przygód, poza faktem, że byliśmy pół godziny za wcześnie. W sobotni poranek ruch jest znikomy i jedzie się bardzo płynnie.


Kilka minut przed  9-tą rozpoczęła się rozgrzewka, a potem przywitanie gości z innych lokalizacji czyli Martina z Glasgow oraz nas :)

- Dobrze, że nie ma nikogo z Danii - krzyknął ktoś z biegaczy wywołując salwę śmiechu pozostałych :)


Wystartowaliśmy punktualnie, choć ze względu na przenikający chłód nikt nie miałby nic na przeciw, aby ruszyć kilka minut wcześniej :) Po pierwszych metrach biegu zorientowałem się, że jest to praktycznie pierwsza trasa parkruna jaką biegnę, którą z powodzeniem można by nazwać "forestrun". To nie jest park z wykostkowanymi ścieżkami jak w Gdańsku, Gdyni czy warszawskim Ursynowie, to jest prawdziwy las, ze wszystkimi zaletami i wadami jakie las ma. Można przypadkiem skręcić w bok i zacząć zbierać grzyby (co przynajmniej jeden z biegaczy zaczął robić). Na ścieżkach po całonocnym deszczu robią się kałuże i aby się nie pomoczyć jak ostatnio na Chudym Wawrzyńcu czy Łemkowskich błotach - trzeba robić skoki między drzewa.


Trasa Toruńskiego biegu to jedna pętla w lesie. Pętla trochę zygzakowata i jak się nie było harcerzem i nie wie się, że kiedy nie ma żadnego oznaczenia, to trzeba biec prosto a nie kombinować, to można by się nawet zgubić :) Na szczęście tam, gdzie jest jakakolwiek zmiana kierunku zawsze stoi tabliczka - rozstawiana przed i zdejmowana po biegu.


Oznaczenia mijanych kilometrów wyglądają na bardziej stałe, choć mogę się mylić. Może też ktoś je przyczepia przed biegiem i zdejmuje zaraz po.


Kilka miesięcy temu pisałem, że każdy parkrun, który biegłem był związany z wodą. Gdynia w całości ciągnie się promenadą nad Bałtykiem, Tczew to trasa wzdłuż Wisły, Szczecinek to jezioro Trzesiecko... mógłbym tak dalej wymieniać. Wtedy w komentarzu, o ile dobrze pamiętam - Michał, napisał mi coś co z pamięci cytuję: "pojedź do Torunia, dostaniesz bieg po piasku w środku lasu".

I tak by dziś było pewnie, ale gdyby bieg był dwa dni wcześniej. Tymczasem wisząca w powietrzu mżawka oraz wielkie (po wczorajszych opadach) kałuże na trasie dały mi namiastkę morza/rzeki/jeziora. :)

Ale nie woda i jej wariacje łączy wszystkie parkruny w jedną całość. Czymś, czego za każdym razem można być pewnym, to organizatorzy, którzy ciepło i z otwartym sercem witają Cię na starcie. I oczywiście sami biegacze. Gdziekolwiek się nie znajdę to za każdym razem parkrunowa rodzina nadaje na tych samych falach.

* * *

Na koniec taki hermetyczny, gdańsko-południowy żarcik:

Wracając samochodem z Torunia moja córka zadaje pytanie:

- Tato, a znasz jakiegoś biegacza, który w jakimś biegu zajął drugie miejsce?
Nooo, znam kilku - odpowiadam i widzę, że Kreska szelmowsko się uśmiecha pod nosem na myśl o żarcie, który za chwilę powie:
- Ja też znam - Baranowskiego! :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobne wpisy