niedziela, 27 sierpnia 2017

Land Ho!

W sumie nie jest ani czym cieszyć ani czym chwalić. Ale tak jak wczoraj pomyślałem - tak dziś zrobiłem. Pierwszy raz po kilku miesiącach sam, z własnej woli, nie motywowany ani z tyłu ani z boku, wstałem i poszedłem pobiegać. Nie dużo, nie szybko, bo 5 km spokojnym truchcikiem. Na koniec wskoczyłem do wody i przepłynąłem dwie odległości między pomostami w Charzykowach, co daje równe 200 metrów.


Kondycję mam fatalną. Jednak regularne bieganie to zupełnie inny rodzaj zmęczenia niż próbowanie różnych aktywności dla stłumienia swoich wyrzutów sumienia.

Tak na endo wyglądał mój maj 2016


A tak prezentował się maj 2017, czyli pierwszy miesiąc po 5 latach, kiedy odpuściłem bieganie:


Niby nie tak źle, bo co sobotę jest pakrunik, doszedł rower do i z pracy, we wtorki godzina basenu.

Porównując dalej odpowiednie czerwce, ten z zeszłego roku, to tego również tak źle w tabelach to nie wygląda:


A jednak rok temu pod koniec czerwca pobiegłem mój bieg życia - Sudecką 100-kę, gdzie od pierwszego do setnego kilometra czułem moc, zbiegałem niemal każdy zbieg a na podejściach wymijałem kilkunastu zawodników. Rok później na tym samym biegu, w lepszych warunkach pogodowych byłem cieniem siebie sprzed roku, a rywalizacji podziękowałem po 42 kilometrach.

Za chwilę kończą się wakacje, życie wejdzie w rytm organizowany dostarczaniem i odbieraniem dzieci ze szkoły i zajęć dodatkowych.

Moja miesięczna tabela pewnie już nigdy nie będzie wyglądała tak zielono jak w zeszłych latach, bo we wtorek będzie basen. Do tego uruchomię na poważnie (czyli przynajmniej 3 razy w tygodniu) mój karnet na siłownię. Poza tym do momentu kiedy nie spadnie śnieg będę jeździł do pracy rowerem. Ale są jeszcze dwie rzeczy, do których tęsknię najbardziej:
  • samotne wieczorne pętle po zbiornikach ze słuchawkami na uszach
  • niedzielne poranne biegowe wyprawy z Dominikiem/Michałem zakończone małym cyderkiem pod sklepem w Bąkowie albo na wale w Świętym Wojciechu. 
Jeżeli to wszystko się uda, a szanse się zwiększają, bo moja żona jest mocno zdeterminowana na dietę od września, co wiąże się ze mną w taki sposób, że po pracy będą czekały na mnie kaszotta i zupy warzywne :) ... jeżeli to wszystko się uda, to napiszę za parę miesięcy, że takie przerwy jaką miałem praktycznie od maja są potrzebne. To były 4 miesiące bez biegania (nie licząc parkrunów i tych biegów opłaconych przed majem). Ale jeżeli się nie uda, to będzie to po prostu kolejne psychologicznie oszustwo, którym oszukam sam siebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobne wpisy