sobota, 13 maja 2017

Parkrun Gdańsk-Południe #41 - Basia i Kosia


Kilka miesięcy temu zrobiłem błąd. Zabrałem moją młodszą córkę na biegową rundkę po osiedlu ale zamiast podejść do tematu biegania jak do zabawy - pobiegliśmy trochę za szybko, w tempie mojej starszej córki. W efekcie Konstancja czyli Kosia stwierdziła, że bieganie jest bez sensu i ona nie będzie biegać nigdy, że bieganie jest dla fizoli, a ona woli książeczki :)

Książeczki są oczywiście ok, ale przysłowie "w zdrowym ciele zdrowy duch" nie wzięło się znikąd, a moją rolą jako rodzica jest dbać o zrównoważony rozwój swoich dzieci :) Brzmi jak truizm, ale w praktyce za każdym razem jak wychodziłem na parkurn/trening/rower z Kreską czułem się źle, że nie ma z nami Kostki. Posiadanie starszej siostry to ciężkie wyzwanie...

Nie chciałem robić nic na siłę. Wiedziałem, że zbytnie namowy mogą wpłynąć przeciwnie do oczekiwanych rezultatów. Przełom nastąpił zupełnie niespodziewanie.

- Tato, a może ja pobiegnę z Tobą parkruna? - zapytała kilka dni temu Kosia

To pytanie nie wyszło całkiem z pustki. Od kilku dni toczę z moją małżonką ostre dyskusje, czy za tydzień, kiedy Kreska ma na 10:30 pierwszą komunię dobrym pomysłem jest pobiec o 9:00 parkruna? Czy złym?

Tato, to ja pobiegnę z Tobą, skoro Kreska nie może. - jeszcze raz powtórzyła Kosia

Po takim pytaniu nie byłem w stanie czekać całego tygodnia. Ustaliliśmy, że na próbę pobiegniemy dzisiaj. Totalny luz, zabawa, żadnego napierania, żadnego ciśnienia. Parkrunowy Galloway.

Dziś na trasie naszego parkruna rozłożyła się jakaś nordic walkingowa imprezka. Namioty, trampoliny, kule wodny, foodtracki. Trasę nam oznaczyli tasiemkami a 100 metrów przed metą postawili łuk tryumfalny z napisem "META". Ale przed startem to kompletnie nie miało znaczenia :)


Na starcie klasyczna stała ekipa. Kreskę ustawiłem w środku grupy i zostawiłem samą. Zna trasę i zasady niczym weteran. W końcu to jej 39-ty parkrun. Sam z Kostką ustawiłem się na końcu. Ruszyliśmy tradycyjnie o 9:00. Kostka do zadania podeszła jak żołnierz, żadnych wątpliwości na starcie. Te przyszły po 300 metrach :) Nie ważne czy biegiem czy marszem i nie ważne jaki procent biegu - ważne, że do przodu.

Kiedy już miałem zacząć używać całego dostępnego pakietu motywacji i systemu nagród zrównaliśmy się z Tomkiem i Basią. Tomek to kolega Dominika z pracy, paręnaście parkrunów temu zamieniliśmy kilka zdań na starcie. Basia to córka Tomka - pierwszy raz na parkurnie. Dokładnie tak samo jak Kosia. No i zaczęło się! Bieg dla dzieci powinien być dobrą zabawą. To kolejny dzisiaj truizm, zbyt często powtarzany w teorii. Ale tak właśnie wyglądał nasz bieg/marsz. Dziewczyny potraktowały ten parkrun jako ciekawy spacer z elementami sportu. Bawiliśmy się w sztafetę z patykiem a w połowie małego jeziorka stwierdziły, że jest za gorąco i trzeba położyć na czoło kompresy z chusteczki namoczonej wodą.


Na metę dotarliśmy po 50 minutach. Ale czas dziś był czymś absolutnie najmniej ważnym. Być może bylibyśmy 10 albo 12 minut szybciej, ale z pewnością po takim przepędzeniu dziecka przez ścieżkę nie usłyszelibyśmy tego, co najważniejsze w tej zabawie:

- Tato, ale przyjdziemy za tydzień też? 

Tobiasz i Paweł musieli się trochę niecierpliwić na mecie :) Sorry chłopaki i dziękuję, ze poczekaliście!


meta!



pierwsze skanowanie


A na mecie - trampoliny, wodne kule i lody :)




W takim dniu jak dzisiaj trzeba koniecznie powrócić do przyznawania tytułu bohatera dnia. Szkoda, że Kamil nie skorzystał z mojej wczorajszej rady i nie odpuścił sobie dzisiejszego biegu. Biegł po raz 50-ty i wybiegał czerwoną koszulkę, ale i tak został przyćmiony przez dwie młode bohaterki - Basię i Kosię. Gratuluję dziewczyny!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobne wpisy