niedziela, 19 lutego 2017

Parkrun Gdańsk-Południe #29 - A ty nie na TUT?


- "Czyli jutro nie widzimy się na parkrunie?" - zapytałem Adama 2h59min wiedząc, że będzie przez pół nocy czytał Kukuczkę.
- "Nie, nie widzimy się. A ty nie na TUT?" - zripostował Baranowski.

Nie. Ja nie na TUT, choć powinienem, bo to jest zimowe święto trójmiejskiego ultra. Biegłem pierwszego, letniego TUTa i faktycznie, jeżeli ten bieg jest (jak mówią) wciąż lepszy od poziomu, na którym została ustawiona poprzeczka na pierwszej edycji - wstyd tam nie być.

- "Cześć cześć!"
- "A Ty nie na TUT?" - tak kilka kolejnych osób powitało mnie rano przy zbiorniku "Świętokrzyska II".

Nie. Ja nie na TUT, choć przez cały dzień śledziłem jak idzie Hani, Waldkowi, Markowi, Krzyśkowi, Rafałowi, Piotrowi, Michałowi... Śledziłem relacje na FB, zastanawiałem się jak jest na trasie, czy śnieg bardziej zamienił się w lód czy w błoto... I będąc szczery - kibicowałem aby było jak najgorzej, aby zjeżdżali z górek na tyłku i moczyli buty w błocie. I żeby ich końcówka zielonego szlaku wywróciła na drugą stronę :)

* * *

Ja nie na TUT. Ja na parkrun. 5 kilometrów w sobotni poranek brzmi lepiej niż 60 :) Można tradycyjnie wyciągnąć córkę, zjechać na dół ulicy Bergiela i przejść 500 metrów na start wpatrując się w ekran komórki w poszukiwaniu II generacji pokemonów... Przypomniałem dziś sobie swoje pierwsze parkruny sprzed 3 lat kiedy stałem zestresowany na linii startu, z żołądkiem pod gardłem i wpatrywałem się w zza pleców innych na sygnał do startu. Ale pozostali biegacze byli raczej wyluzowani, zatopieni w konwersacjach ledwo zauważali, że bieg już się zaczął. Dziś coś podobnego spotkało i mnie. Stałem i gadałem z Kamilem, kiedy zorientowałem się, że wszyscy biegną, a ja nawet nie włączyłem endomondo. 

Kiedy wreszcie udało mi się opanować satelity byliśmy już na pierwszym zakręcie. Kreska biegła obok mnie i na pytanie, czy mogę sobie sam pobiec przodem, a ona się zastanowi, czy biec wolniej, albo zostać z wolontariuszami na linii mety odpowiedziałem, że no way, że musimy się spieszyć bo mama nas zabije, bo na 11:00 mamy urodziny Konstancji (i przy okazji imieniny). 

No i tak sobie biegliśmy 3 kilometry w tempie około 7 minut/km... wtedy zobaczyłem na radarze pokemona, którego jeszcze nie mamy w pokedexie. Mówię do Kreski, żeby biegła do mety, a ja zboczę 50 metrów ze ścieżki potem ją dogonię. Jak powiedziałem - tak zrobiłem. Zajęło mi to może 30 sekund (Skarmory złapany!) i zacząłem ją gonić... Ale biegnę i biegnę i dystans wcale się nie zmniejsza. Biegnę jakiś 100 metrów za Kreską i czuję jak skacze mi tętno. Staram się jeszcze trochę przyspieszyć, ale widzę jak Kreska odwraca głowię na krótką chwilę i dalej ciśnie do przodu. 

Wpadam na metę jakieś 10 sekund za moją córką. Ostatni kilometr robię w 5:20, a końcowe 300 metrów w okolicach 4:30 nie zmniejszając dystansu między nami. 

- Hej tato, ale Ci zrobiłam żarcik, co? :) Chciałam abyś mnie nie dogonił, więc pobiegłam szybko :)

Taak! Nie dogoniłem! Skończyło się moje alibi na wolne bieganie. Ktoś tutaj odkrył karty i pokazał, że jesienny parkrun w 28 min 30 sek nie był przypadkiem :)

Z dzisiejszego biegu nie mamy żadnych zdjęć. (bo nie było Pawła!). Trzeba więc uwierzyć na słowo, że było nas 56 osób, z czego tylko dwie juniorki do 10 lat. Trzech "first timerów" w naszej lokalizacji, a czterech poprawiło swoje rekordy życiowe. Poza tym tradycyjnie było sympatycznie a wolontariusze spisali się na medal.

A kto został bohaterem dnia? Dziś nikt, ale za tydzień będzie walka :) Jest taki kandydat, co przebiegł obok mnie wołając "99!"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobne wpisy