sobota, 17 września 2016

Parkrun Gdańsk-Południe #7 - czyli nieoficjalne mistrzostwa SP12


Pod koniec lat 90-tych Tomek Beksiński w Trójce pod Księżycem za każdym kiedy tylko w TVP emitowany był odcinek Bonda (oczywiście z jego tłumaczeniem) odtwarzał muzykę z tego filmu w radio. Seria nazywała się "Bond w Jedynce - muzyka w Trójce".

Takie skojarzenie nasunęło mi się kiedy w kolejną sobotę zasiadłem do opisania dzisiejszego biegu. "Jest parkrun - jest wpis na blogu".


* * *

Kilka minut przed 9-tą byliśmy na starcie... Trzech ojców mierzyło się wzrokiem rozpoczynając biegowe przedstartowe szachy. Zwyczajny cosobotni bieg zamienił się w scenę doskonałego spaghetti-westernu. Nie byliśmy tutaj sami. Kamil, Dominik i ja. Każdy z nas trzymał za rękę swoją najstarszą pociechę. Nad taflą stawu wiatr snuł nuty Ennio Morricone.




Ruszyliśmy taktycznie przy końcu całej stawki. Ale Dominik z Hanią od początku trzymał się tuż za nami jak kolarz, który nie chce dawać zmian. Chwilę za nimi  biegł Kamil z Karolem. Pierwszy kilometr zrobiliśmy w czasie 6:17 min. Dość szybko, nawet w tempie na młodzieżowego personal besta. Jednak każdy z nas wiedział, że przegra ten, kto pierwszy pociągnie za cyngiel i wyrwie do przodu.


NAGLE Kamilowi rozwiązał się but, a Karol w tym czasie stwierdził, że poleci tempem 2x szybszym i wyjaśni temat biegu tuż za 1 kilometrem. Ucieczka zakończyła się jednak niepowodzeniem i zawodnik chwilę później walczący z kolką został szybko zneutralizowany przez peleton.

Szachy trwały dalej.


Drugi kilometr był wolniejszy i zajął nam 7 minut i 1 sekundę. W tym czasie na prowadzenie wyszła Hania z Dominikiem. Trzeci kilometr zrobiliśmy kilkanaście sekund poniżej 7 minut, zaliczyliśmy krótką przerwę na marsz, by w trakcie okrążenia małego stawu sukcesywnie zmniejszać dystans do prowadzących liderów. Chwilę przed zbiegnięciem do łącznika wyszliśmy na prowadzenie.



I nie oddaliśmy go już do mety. Nie wiem czy to kwestia naszych treningów, pościgu za plecami, czy może pomocnej dłoni, którą podawałem córce w chwilach słabości (Ej! Nie ma takiego holowania! - krzyczał wtedy zza pleców Dominik) - ale ostatni kilometr zrobiliśmy w czasie 5 min 44 sek.

61/62 miejsce i czas 32:09 sek (w oficjalnych wynikach jest czas o ponad minutę szybszy i PB, ale to błąd - czasy są przesunięte o dwa miejsca na korzyść zawodnika).

Coś mi się wydaje, że to ostatni taki parkrun, kiedy udało nam się wygrać w kategorii SP12. Hania i Karol mam nadzieję, że będą regularnie pojawiać się na sobotnich biegach, a wiadomo, że praktyka (czyli regularność) czyni mistrza.

A w końcu przyjdzie i taki czas, że dzieciaki będą biegać bez nas, bo po prostu nie będziemy za nimi nadążać.

* * *

Po parkrunie szybki przepak i wyprawa na drugą stronę osiedla na Bieg Czyste Miasto Gdańsk. O tym będzie w kolejnym wpisie.

2 komentarze:

  1. Niebieskie buty przegrywają:) Już kupiłem Karolowi szare :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kamil, właśnie odkryłeś najbardziej strzeżony sekret biegaczy - to buty wygrywają.

      Usuń

Podobne wpisy