sobota, 3 września 2016

Parkrun Gdańsk #235


Dziś nie było parkruna pod moimi drzwiami. Dziś biliśmy rekord frekwencji w Parku Reagana. Człowiek łatwo się przyzwyczaja do dobrego i fajnie jest wyjść z domu o 8:50, ale tym razem nadrzędna idea zwyciężyła z lenistwem i zwlekliśmy się z łóżka pół godziny szybciej.

Pogoda świetna, bo około 16 stopni i niebo w pełni zachmurzone. W głębi duszy byłem spokojny o to, że wspólnie z Kreską złamiemy tempo 7:00 min/km i zrobimy jej personal besta, ale to co się wydarzyło dalej nawet mnie zaskoczyło.


Nie jestem absolutnie typem ojca-trenera. Wspólne bieganie z córką to po prostu sposób na łączenie mojego hobby z czasem spędzanym wspólnie. Nie robię żadnych treningów, po prostu raz w tygodniu idziemy sobie potruchtać na 40-50 minut, a potem szukamy pokemonów. Nie znaczy to, że te wspólne bieganie dookoła stawu czy parkruny mnie nie cieszą - bo cieszą gigantycznie!

Tydzień temu przebiegliśmy parkruna robiąc interwały 400 metrów truchtu na 100 metrów marszu. Śliznęliśmy się dosłownie o 2 sekundy od złamania tempa 7:00 min/km.

Dziś w ramach rozgrzewki obeszliśmy większość pokestopów w Parku Reagana. Kreska po otwarciu aplikacji krzyknęła: "o ja!! tutaj jest raj pokestopów

Ale na start zdążyliśmy punktualnie. Ustawiliśmy się z tyłu i ruszyliśmy. Na początku trochę zygzakiem. Kreska przebiega z lewej strony na prawą, rozgląda się i w końcu mówi:

- Tato, jakiś pies biegnie parkruna i nas goni!!
- :)

Nie wiem czy to z powodu psa, ale pierwszy kilometr zrobiliśmy w 6 min 42 sek. No i biegniemy dalej. Za nami jakieś 20 osób. Trochę dziwnie się czuję, bo zawsze biegniemy na samym końcu. Pokonujemy promenadę nadmorską i skręcamy na długą prostą lekko pod górkę. Myślę sobie w duchu, że lepiej przejść już w marszobieg... Drugi kilometr robimy kilka sekund szybciej...

- Tato, wiesz co?
- ?
- Myślę, że dam radę przebiec całego parkruna bez chodzenia, ale nie mówię, że przebiegnę, tylko myślę, że przebiegnę.

Hmmm, no dobra. Czemu nie. Ja też myślę, że dam radę :)

Ten pierwszy kilometr w 6:42 okazał się finalnie najwolniejszym. Na drugim kółku wyprzedziliśmy jeszcze z 10 osób i przybiegliśmy do mety na 235 i 236 miejscu na 266 osób!! Nasz czas to 31:55 czyli średnie tempo 6:23 min/km. 100% biegu. Bez chodzenia.

Aż boję się pomyśleć jakie tempo łamiemy za tydzień, bo jeszcze kilka takich tygodni, a to ja odezwę się w połowie dystansu do córki:

- Wiesz Kreska, chyba dam radę, ale nie mówię, że dam, tylko myślę, że dam :)

Przy okazji. To był nasz 10-ty i 50-ty bieg. Ale to temat na osobny wpis.

2 komentarze:

  1. Wielkie gratulacje.
    Mnie się dwa razy udało wyciągnąć córkę na bieganie ale OJCIEC SUPER TRENER nie dał rady niestety wysiedzieć w ciszy i dziecko się raczej nie wciągnęło.
    Bardzo fajnie.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest historia na oddzielny wątek, ale biorąc pod uwagę, że ja przez moje dzieci powoli jestem czytany (lub za chwilę będę) opisze ją za 20 lat, jak wszyscy będziemy dorośli

      Usuń

Podobne wpisy