czwartek, 21 lipca 2016

Rzeźnik - historia kultowego biegu

Nigdy nie biegłem Rzeźnika. Próbowałem dostać się raz. W 2014 roku, czyli wtedy kiedy totalnie stanęły serwery. Siedziałem przy komputerze z zegarkiem w ręku i klawiszem F5 pod wskazującym palcem, i wydawało mi się, że wysyłając formularz z ciągu pierwszych kilku sekund poprzez wykonanie przetrenowanych wcześniej operacji Ctrl-C Ctrl-V zamiast wpisywać imiona i nazwiska, wydawało mi się, że to wystarczy aby tam się znaleźć. Nie wystarczyło. W losowaniu też nie uśmiechnęło się szczęście. W kolejnych latach droga stała się jeszcze bardziej skomplikowana, bo premiowała tych, którzy biorą udział w innych biegach organizowanych przez OTK Rzeźnik.

Znam więc ten bieg wyłącznie z opowieści oraz relacji na blogach. Ale mój wpis NIE JEST o biegu. Mój wpis jest o książce: Rzeźnik. Historia kultowego biegu.


Wielokrotnie zastanawiałem się jak to jest, że jest tyle świetnej polskiej muzyki, która kompletnie przechodzi bez echa na świecie. Czy gdyby te same melodie i aranżacje zaśpiewać po angielsku i wpompować należytą kasę w promocję to byłby sukces czy nie? A może podoba mi się ten czy inny zespół właśnie dlatego, że śpiewa po polsku?

Tak samo jest z książkami. Na mojej półce stoi cała kolekcja książek o bieganiu wydanych przez ostatnie 4 lata na naszym rynku. Poza takimi kultowymi pozycjami jak Urodzeni Biegacze czy Jedz i Biegaj - Scotta Jurka coraz mniej przyjemności znajduję w śledzeniu zmagań kolejnych zagranicznych gwiazd biegania. Tym bardziej nudzą mnie kalki planów treningowych czy długie motywacyjne zamerykanizowane wstawki.

Rok temu na rynku pojawiła się książka Szczęśliwi Biegają Ultra i dosłownie mną wstrząsnęła, bo po pierwsze dotyczyła w dużej części naszego podwórka, a po drugie wychodziła poza i w długich rozdziałach pokazywała np. świat angielskiego biegania. No i była napisana takim językiem, że czytało się się z ogromną przyjemnością. Jak dla mnie to wciąż podium biegowych książek wszech czasów.

Przez ostatni rok przeczytałem kilka książek, a kilka innych pozaczynałem. Ale jeżeli leży książka, biografia jakiejś zagranicznej biegaczki, przez kilka miesięcy z zakładką w okolicach 50-tej strony to chyba coś jest nie tak...

Rzeźnik - historia kultowego biegu 

Czy można powiedzieć coś lepszego o książce, niż to że przeczytało się ją za jednym podejściem? To jedno podejście w moim przypadku zajęło trzy dni, ale od kiedy ją rozpocząłem przedkładałem historię tego kultowego biegu ponad każdą inną czynność jaką mógłbym zrobić w wolnym czasie.

Historia polskiego biegania ultra dopiero się tworzy. W pewnym sensie mam szansę współuczestniczyć w tej opowieści, biorąc udział w innych biegach ultra wspominanych na kartach tej książki. Bieg Rzeźnika, który ma "ledwie" 13 edycji jest już kultowy nie tylko z nazwy.

Ale ta książka nie jest laurką albo pomnikiem.

Książka ta bardzo ciekawie i szczegółowo opisuje genezę powstania OTK Rzeźnik (bo to, że poszło o zakład o trzy kraty piwa to wie przecież każdy). Czytając dalej... rozpoczynamy bieg. Długi, blisko 80-kilometrowy bieg, z przystankami i wieloma dygresjami. Bieg nie tylko poprzez teren, ale bieg przez historię - i tę bardzo odległą, jak i tą z ostatnich kilkunastu lat.

Czytając czujemy się jakbyśmy biegli z Komańczy aż do Ustrzyk, pokonywali wspólnie z zawodnikami każde wzniesienie i każdy zbieg. Przebiegając przez wioski poznajemy ich historię, a na przepakach rozmawiamy z każdym z wolontariuszy z osobna. Na trasie spotykamy zawodników, i to oni ciągną tę opowieść dalej. Cały czas biegniemy, posuwamy się do przodu, przygoda trwa a książka wprowadza nas w kolejne dygresje, wiruje myślami, jak nasze głowy na wielogodzinnych biegach. Ale jest też linia, która prowadzi zarówno narrację jak i każdego z nas. Czerwona linia. Główny Szlak Beskidzki.

Autorzy, czyli Anna Dąbrowska i Piotr Skrzypczak naprawdę świetnie skonstruowali tę książkę. Bo zdobyć wiedzę, przegadać tygodnie z organizatorami i biegaczami to jedno, ale podać w ciekawej i bardzo strawnej formie to drugie. Mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że to się udało. To jest jedna z TYCH książek, które trzeba przeczytać.

Mam takie dość dziwne wrażenie, że nawet jeżeli nie będę miał szczęścia i nie zostanę wylosowany w przyszłości, albo Rzeźnik nie wróci w XIV i kolejnych edycjach na swoje stare ścieżki... będę się czuł jakbym ten bieg kiedyś ukończył. Dzięki tej książce.

1 komentarz:

  1. Świetna recenzja książki, aż mam ochotę po nią sięgnąć. Rzeźnik zawsze był dla mnie otoczony mitem niesamowitego biegu, jednego z najtrudniejszych jaki można odbyć. Póki co moje umiejętności nie pozwoliłyby mi na przebiegnięcie nawet połowy dystansu, ale mam nadzieje, że kiedyś uda się to osiągnąć.

    OdpowiedzUsuń

Podobne wpisy