sobota, 11 czerwca 2016

"Video killed the radio star" czyli krótka historia muzyki w świecie technologii


Mam głowę pełną mieszanych uczuć. Od dwóch tygodni zrezygnowałem z ripowania płyt CD i wrzucania raz na miesiąc kilkunastu albumów na telefon, które towarzyszyły mi potem na biegowych ścieżkach. Wiem, że ze swoim zachowaniem byłem raczej dinozaurem, bo Spotify czy Tidal to po prostu medium tych czasów i trzeba iść do przodu. Ale jednak czegoś mi żal...

Przeżyłem w swoim życiu zmierzch płyt winylowych, pamiętam czasy kiedy w 1991 roku można było za totalne grosze kupić np. Deep Purple - Machine Head na kilogramy. Nowe winyle, które zalegały na półkach w księgarniach były wtedy tańsze niż pączek w ciastkarni.

Przeżyłem wzlot i upadek kaset magnetofonowych. Pamiętam czasy kiedy legalnie nagrywało się z radia pełne albumy, a kasety marki TDK, BASF czy Maxell (kupowane w Pewexie) były jak przelicznik waluty.

Pamiętam chodniki zastawione pirackimi kasetami, które można było kupić za grosze i moment, kiedy ustawa antypiracka wygoniła sprzedawców muzyki z ulic do sklepów, uczyniła kasety legalne i 10x droższe.

Pamiętam kult płyty CD. Z kieszonkowego mogłem pozwolić sobie na nie więcej niż jedną na miesiąc. Pamiętam w kolejności kupowania pierwsze kilkanaście płyt na swojej półce: The Doors - Strange Days, Pink Floyd - Dark Side of the Moon, Patti Smith - Horses, Patti Smith - Easter, Pink Floyd - Animals, Fields of the Nephilim - Elizium...

Pamiętam pierwsze nagrywarki CD-R. Można było pożyczyć płytę od znajomego, skopiować, a w punkcie ksero zrobić kopię okładki w kolorze. Jakiś czas później przestało się to opłacać, bo pirackie płyty od Miszy z Kaliningradu były tak tanie, ze kupowało się je po kilkanaście na raz.

Pamiętam objawienie jakim był Napster. Potem ból jaki wiązał się z jego zamknięciem. Cała muzyka świata w INTERNECIE - dostępna na wyciągnięcie ręki. Ale tej rewolucji nie można było cofnąć. Była kazaa, audiogalaxy, torrenty... Cały czas jednak płyta CD była wartością najwyższą, kupując ją oddawałem hołd artyście, który ją stworzył.

Kolejną rewolucją była Pandora. Radio internetowe, gdzie można było sobie wybrać gatunek bądź artystę. Muzyka w sieci stawała się legalna.

Dziś sklepowe półki z płytami CD stają się coraz mniejsze. CD od lat stają się coraz tańsze, a ja coraz częściej słucham muzyki ze Spotify lub - kiedy chcę zrobić klimat - z płyt winylowych.

Bieganie z muzyką było moim ostatnim przyczółkiem starej szkoły. O ile w domu i pracy Spotify był głównym źródłem muzyki, to od lat nie mogłem się przełamać by opłacać comiesięczny abonament w wysokości 19,90 PLN i słuchać muzyki także w telefonie (bez reklam i nie losowo). Dlatego rippowanie CD-ków i wgrywanie ich do pamięci telefonu było moim rytuałem. Stałem przed półką i wybierałem: King Crimson, Genesis, Hammilla, Waterboys... itd... Kiedy wychodziłem biegać miałem ograniczony wybór wcześniej przemyślanych płyt i słuchałem ich w spokoju ducha całymi albumami...

Wszystko zmieniło się 2 tygodnie temu, kiedy odkryłem, że w abonamencie u swojego operatora mam za darmo Tidala!! Trochę wstyd mówić, że odkryłem to po półtora roku, ale lepiej późno niż wcale. W każdym razie z dnia na dzień większość muzyki świata dopadło mnie w wersji mobilnej.

Ale po kilku dniach z tej wielkiej ekstazy urodziła się pustka, bo:
  • Zamiast biegać w spokoju ducha przez pierwszy kilometr wiercę kciukiem po ekranie telefonu i mózg mi się poci wybierając muzykę, z którą pobiegnę.
  • Kiedy już coś wrzucę od razu zaczynam się zastanawiać, czy dobrze wybrałem. Kiedyś było to nie do pomyślenia, bo jeżeli wpadłbym na inny pomysł musiałbym wrócić do domu, odnaleźć płytę na półce, uruchomić kompa, zrippować, zgrać na telefon i dopiero wtedy kontynuować bieg.
  • Kilka razy zdarzyło mi się np. przerwać Fragile - Yesów i wrzucić koncert Renaissance. Dlaczego? Bo mogłem!
  • Mam wrażenie, że jakość streamingu z Tidala jest gorsza niż samodzielne rippowanie płyt. 
  • Na żadnym streamingu nie ma albumów King Crimson!

Kiedyś video zabiło gwiazdy radia. Od dawna nie ma tego MTV, które kupiło nasze umysły na początku lat 90-tych. W pewnym sensie muzyka przestaje być ważna, nie jest już czymś co określa i dzieli pokolenia. Nie jest symbolem buntu ani tym bardziej tożsamości.

Muzyka powoli staje się ważna wyłącznie dla tych, którzy lubią grzebać w historii.


2 komentarze:

  1. Mocne i prawdziwe.Muzycznie jesteś opie....na maxa!Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Apropopo łączenia i dzielenia pokoleń, to zaczekaj aż córk(a/i) zaczną słuchać muzyki na swoich telefonach to troszkę zweryfikuje się Twoje postrzeganie tego tematu...

    OdpowiedzUsuń

Podobne wpisy