czwartek, 9 czerwca 2016

Dyspozycja dnia

Wczoraj i dziś zrobiłem dwie dokładnie takie same 8-kilometrowe pętle po osiedlu. Ot zwyczajne pętelki, dwa większe podbiegi, trochę ścieżki gruntowej, więcej chodnika. Zarówno wczoraj i dzisiaj byłem identycznie zmęczony. Można powiedzieć, że chwilami delikatnie przekraczałem strefę komfortu, a na zakończenie biegu strząsnąłem taką samą, małą strużkę potu z czoła.


Kończąc dzisiejszy bieg zacząłem się zastanawiać dlaczego dziś pobiegłem aż o 8 minut szybciej?

Poszukując różnicy przeskanowałem wszystkie możliwe czynniki:
  • dystans i trasa identyczne
  • pora dnia taka sama
  • temperatura w obu przypadkach około 16 stopni
  • mój dzień do wieczora w obu przypadkach wyglądał podobnie, samochód, biureczko, komputer, dzieciaki... 
  • wyspałem się tak samo
  • kilometraż z poprzedzających dni wyglądał następująco:
    • niedziela 40 km
    • poniedziałek 0 km
    • wtorek - bardzo spokojne, spacerowe 15 km
  • ilość posiłków i odstępy bardzo podobne 
Kilka tygodni temu Waldek Miś na endomondo pisał, że zaliczył kompletnie porażkowy trening, kiedy noga nic a nic nie szła. Ktoś w komentarzu napisał Waldkowi słowa, które mocno zapadły mi w pamięć. Brzmiały mniej więcej tak: przebiegnij chłopie dokładnie tę samą trasę jutro i się zdziwisz jak dobrze i lekko Ci pójdzie.

W zawodowym sporcie na wszystko jest wytłumaczenie, z parametrów krwi można bezbłędnie wyczytać formę i skupić się na treningu mentalnym. Natomiast taki człapiący amator, który biega dla zdrowia może tylko usiąść w środku lasu na kamieniu i bezmyślnie zjeść czekoladkę patrząc się w światła na słupie które naprawdę są planetami nad bieszczadzkim niebem.

I wtedy uświadomiłem sobie jaką jedyną rzecz zrobiłem inaczej wczoraj i dziś. Co wpłynęło na moją tak diametralnie różną dyspozycję dnia.

Wczoraj zjadłem sporo węgli, a trzy godziny przed treningiem wciągnąłem 3/4 pizzy. Mąka, mąka i jeszcze raz mąka.

Dziś na lunch warzywa i szklanka zsiadłego mleka, a na obiad sałatka z melona, truskawek, oliwek i pleśniowego sera. Zero węgli!

Ta hipoteza staje w kompletnej opozycji do teorii, że przed startem trzeba najeść się węgli! Ale popatrzmy na mój najbardziej nieudany bieg w życiu: wieczorem przed Niepokornym Mnichem wciągnąłem giga pizze, następnej nocy kiedy ruszył bieg przez trzy godziny turlałem się jak bączek, a z biegu zdjęli mnie na 67 km z powodu przekroczeni limitu. Najlepszy bieg w kontekście samopoczucia to Ardeny rok temu, kiedy 1,5 dnia przed biegiem żyłem praktycznie na samych lekkich sałatkach i wystartowałem do biegu głodny. Co prawda w trakcie biegu żywiłem się goframi, colą i pomarańczami, ale przez cały dystans miałem poczucie lekkości.

W sumie pisałem już o tym kiedyś we wpisie Biegacz vs Pizza. I bardzo się cieszę, że wczorajszy i dzisiejszy trening uświadomił mi jak mąka wpływa na tzw. dyspozycję dnia.

Za dwa tygodnie o tej porze będę się pakował na Sudecką 100-tkę. I o ile po biegu będę żył jakby piekła nie było, to przed biegiem NA PEWNO nie dam namówić się na żaden fast food w Boguszowie-Gorcach :)


2 komentarze:

  1. Coś może być na rzeczy.Przetestuję na sobie.A jak tam Twoja waga?Coś poleciało w dół na roślinach?Widzisz jakieś efekty uboczne typu zmęczenie osłabienie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poleciało 6-7 kg, ale ciężko powiedzieć, czy to po roślinach czy po "dzienniczku", który spisywałem Dominikowi. Ostatnio (2 tygodnie) się trochę zaniedbałem z dzienniczkiem i waga nie ruszyła w dół, a może nawet i delikatnie poszła w górę... ale to przez ME :D

      Usuń

Podobne wpisy