poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Sudecki impuls

To był impuls. Życie jest za krótkie aby odkładać biegi na kolejny rok. Od momentu kiedy jak iskra przeleciała w mojej głowie myśl "a może by tak pobiec Sudecką Setkę?" do momentu kiedy byłem zapisany i opłacony minęły może niecałe dwie godziny. W tym czasie zdążyłem udowodnić żonie, że taki wyskok z Gdańska za Wałbrzych może zająć tyle samo czasu to 200 km na Hel i z powrotem. Potem odebrałem dzieciaki ze szkoły i wykonałem trzy kluczowe telefony:
  1. Joszczi jak tylko usłyszał, że wyciągam go na setkę - zgodził się od razu.
  2. Dominik powiedział: "zawsze marzyłem aby pojechać w Sudety"
  3. Stasiu.... Stasiu ciągle kontuzja :(((

Kiedy zadaję sam sobie pytanie "dlaczego akurat Sudecka Setka?" odpowiedzi napływają same:

  • Ten bieg kosztuje 50 PLN. To cenowy ewenement, to 5 (pięć !!!) razy taniej niż wpisowe na Rzeźnika. 50 złotych to cena za jaką coraz ciężej pobiec nawet zwykłą dyszkę na Kaszubach. Nie trzeba weryfikować domowego budżetu, można po prostu zapisać się i zapłacić. 
  • Nie byłem w Sudetach od 1992 roku. To niemal ćwierć wieku. 
  • Ten bieg będzie miał w tym roku swoją 28 edycję. To najstarszy nocny bieg górski z Polsce. Chyba fajnie będzie uczestniczyć w czymś z taką tradycją.
  • Start o 22:00 i tylko jedna noc w biegu to... o połowę mniej niż na Łemko150 :)
  • Pierwsze 4 km są z górki :) Ja zawsze marudzę na górskich biegach, że dostajemy na dzień dobry strzała w twarz jakimś mozolnym podejściem. A tutaj będzie okazja na spokojnie rozkręcić się i naoliwić. 
  • Do Boguszowa-Gorców można dojechać bezpośrednio pociągiem z Gdańska. I taka podróż będzie chyba wygodniejsza niż turlać się samochodem. 
  • Czas... to jest najważniejsze. Do tej pory górskie ultra było związane z minimum 3 a często i 5 dniami poza domem. Tutaj ten start o 22:00 wszystko układa trochę inaczej. Wyjazd w piątek rano pociągiem, niby że idę do pracy. Nie wracam na noc, bo od razu "po pracy" idę biegać z kolegami. Bieganie jest długie i męczące i trochę się jeszcze przesuwa na sobotę. Ale dobę po starcie biegu ponownie jestem w pociągu zmierzającym do Gdańska i w niedzielę z samego rana wypoczęty melduję się w domu.  Urywam więc tylko pół weekendu a nie cały.

Boję się tylko jednego. Boję się, co będzie się działo w pociągu. Nie jechałem pociągiem dalej niż do Tczewa od 20 lat. I nigdy z Joszczim.

6 komentarzy:

  1. To do zobaczenia ;-) biegłem w ubiegłym roku 72, teraz będzie Setka. Fajna trasa, fajni ludzie, masa świetnie wyposażonych bufetów i przepaków, na upartego można by biec bez niczego. A pakiet za tą cenę to coś niespotykanego chyba w Polsce. A na 50 km górka, co się Dzikowiec nazywa, taka mała masakra ;-) :-D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale da radę zrobić w limicie będąc średniozaawansowany?

      Usuń
    2. Zdecydowanie tak. Limit jest dosyć łaskawy, więc jeśli odpukać kontuzji żadnej nie ma to spokojnie :)

      Usuń
    3. a jeszcze jedno: wiem że na przepak na Dzikowcu wrzucę mała butelkę coli, której na codzień nie piję ;) rok tamu jakaś dobra dusza pozostawiła tam pełną butelkę i w ten sposób uratowała mi zycie ;) :D

      Usuń
  2. Rozwiązania na pociąg są takie :
    -szybko zacząć,
    -zawiesić sobie na szyi tabliczki z informacją dla obsługi pociągu gdzie mają wysadzić,
    -lub nie konsumować... o ile nie będzie WARSA szanse jakieś są

    OdpowiedzUsuń
  3. Sudety są piękne, ale z kolegami mogą być niebezpieczne. 😉

    OdpowiedzUsuń

Podobne wpisy