sobota, 30 kwietnia 2016

O tym dlaczego bieganie poranne jest lepsze od wieczornego i dlaczego nie warto umawiać się z rowerzystą

Wydaje mi się, że co roku o tej porze podejmuję temat wyższości biegania porannego względem biegania wieczornego. Oczywiście ma to tyle sensu, co porównywanie Świąt Wielkiejnocy oraz Bożego Narodzenia. Chyba że w grę wchodzi element wielofunkcyjności.


Dlaczego bieganie poranne jest lepsze od wieczornego?

  • zanim się dobrze obudzisz masz je już z głowy :)
  • kiedy biegasz w okolicach 5 rano wiesz, że nikt do Ciebie nie będzie dzwonił i jest to absolutnie Twój i tylko Twój czas
  • masz wrażenie, że jesteś cool
  • po powrocie z roboty możesz zająć się czymkolwiek bez wyrzutów sumienia, że "jeszcze trzeba pójść pobiegać" tym bardziej kiedy jesteś głową wielodzietnej rodziny,  a można na przykład pójść ... pobiegać z wózkiem albo na rower ze starszymi córkami (taaa, odezwał się ten, co chodzi na rower z córkami - słyszę z tyłu głowy szept małżonki - ani razu jeszcze nie był!). 

Dlaczego bieganie poranne jest gorsze od wieczornego?
  • trzeba wstać
* * *

Od dwóch tygodni biegam w tygodniu z samego rana. Dwa razy budzę się o 6:00 a dwa razy o 5:00. Pobudkę uzależniam od godziny na którą muszę zawieść dzieci do szkoły. Staram się, aby biegać przynajmniej godzinę i zawsze biegam na czczo. W pełni szczerze mogę powiedzieć, że jedynym ciężkim dniem był ten pierwszy, każdy kolejny jest łatwiejszy i zaczyna mi wchodzić w sezonowy nawyk. 

W tym samym czasie Joszczi postanowił jeździć do pracy na rowerze. Po kilku dniach odkryliśmy, że nasze poranne ścieżki pokrywają się przez około 1 km i dzieli je różnica czasu nie większa niż 20 minut. Spotkać Joszcziego rano to jak extra bonus to całego dnia! Wiem już, że można spotkać Waldka Misia biegnącego do pracy albo Kamila wracającego z Żabki. Ale Joszczi, który potowarzyszyłby mi na rowerku przez parę km i zabawił poranną rozmową byłby lepszy niż Wojciech Mann w piątkowej porannej Trójce!

I tak się umówiliśmy. Ja miałem odwrócić swoją pętlę i biec tak, aby zniwelować 20 minut przesunięcia, a Joszczi miał zmienić trasę tak aby przez kilka km opowiadać mi o pogodzie w Kołobrzegu, Krasnopolu i Kędzierzynie-Koźlu z pozycji siodełka. 

Nastał piątek. Moje ciało astralne wróciło do ciała fizycznego podekscytowane 10 minut przed budzikiem. O 5:30 byłem praktycznie gotowy do wyjścia. Poczekałem jeszcze chwilę i postanowiłem wyjść i pokręcić kilka km więcej bo siedzieć w domu gotowy do biegania w piątek o 5:30 rano... było po prostu głupie :)

Kiedy po dwóch kilometrach ustawiłem się na umówioną trajektorię zacząłem czuć niepokój. A co jeżeli podjedzie do mnie cichcem z tyłu i zrzuci mi czapeczkę tak jak ja zrzuciłem mu w niedzielę w Otominie? :D Na szczęście nie miałem czapeczki... Niepokój jednak nie ustępował.... Biegłem tak przez kolejny kilometr.... i kolejny... i kolejne dwa.... i jeszcze dwa.... i kiedy w końcu na mostku w Parku Oruńskim zatrzymałem się na chwilę aby odpalić endo i zobaczyć gdzie jest Michał - zrozumiałem:
  • umawiać się z rowerzystami, to tak jak umawiać się z piłkarzami - zawsze znajdą jakiś wykręt aby się nie zjawić


Na szczęście miałem Roberta Frippa w słuchawkach :)

A co powiedział Michał? Że wybiegłem za szybko!! I wiecie co? Jak ta wierna żona umówiłem się z nim jutro o 6:50 na mostku, aby obiec jezioro Otomińskie. Na szczęście umówiłem się z nim jako z biegaczem, a nie rowerzystą - wiem, że będzie punktualnie albo.... .... nie będzie go wcale :D

2 komentarze:

  1. run around the blok1 maja 2016 14:33

    Ty to masz zdrowie.;-)O 5 wstawac na bieganie.;-)Ja o 5 podswiadomie wiem, ze jeszcze 20 min. moge pospac.

    OdpowiedzUsuń
  2. To jest kwestia pierwszego razu. Po prostu trzeba chodzić spać razem z dziećmi, a wstawać dwie godziny wcześniej (bo dorośli potrzebują mniej snu niż dzieci) I wtedy zamiast 2h bezsensownego surfowania po necie między 22 a 0 robisz wstawanie i bieganie między 5 a 7

    OdpowiedzUsuń

Podobne wpisy