piątek, 18 marca 2016

Najlepsza dieta to taka, w której potrafimy wytrwać

rollercoaster - 10 lat życia

"Najlepsza dieta to taka, w której potrafimy wytrwać" - nie pamiętam kto to powiedział, ale kilka miesięcy temu to zdanie wbiło mi się w pamięć. Ja od kiedy skończyłem studia muszę walczyć o to aby nie szybować z wagą w górę. Próbowałem wielu różnych diet, czasami niezależnie od sportu, czasami razem. Efekty były raz lepsze, raz gorsze. Ale z pewnością najlepsza dieta to taka, na której będę w stanie wytrwać przez długi czas i osiągnę constans wysiłku i zadowolenia. Dieta, która stanie się stylem życia.

Łatwo jest powiedzieć, że wystarczy mniej jeść, albo zamienić wysokokaloryczne produkty tymi o wiele zdrowszymi. Do tego trochę ruchu i świetne efekty gwarantowane. Często faktycznie tak bywa, ale czasami nawet osoby bardzo dbające o to co jedzą, poruszające się w swoich dietach po podstawie piramidy żywieniowej czyli głownie wśród warzyw, owoców, ziaren, orzechów, te osoby także mają problemy z trzymaniem prawidłowej wagi. Co więcej taki problem narasta z czasem. Im człowiek starszy tym bardziej wrażliwy na jakość i regularność jedzenia, a ciało mniej reaktywne na diety i sport.

Kiedyś zrzucenie 10 kg w miesiąc nie było dla mnie problemem. Będąc przed trzydziestką kilka razy podejmowałem takie - dość łatwe wtedy - wyzwania. Pamiętam, że kiedyś postanowieniem noworocznym zrzuciłem do wiosny z 99 kg do 82 kg. Zrobiłem to sumienną dietą "mniej jeść" oraz sportem 5x w tygodniu (siatkówka, basen). Innym razem wykonałem plan "10 kg w dół na miesiąc przed ślubem". Generalnie wydawało mi się, że wszystko jest kwestią wyłącznie woli. I tak było.

Kiedy w 2012 roku zacząłem biegać miałem do zrzucenia bardzo bardzo dużo. Rozpocząłem z poziomu 129,9 kg. Po 1,5 roku ważyłem 92 kg i była to moja ostatnia tak niska waga. Gdyby uśrednić mój kilometraż - wyszłoby 45 km tygodniowo. Większość osób przy takiej dawce ruchu mogłoby zwyczajnie jeść to na co mają ochotę. Mi też tak się wydawało, ale kiedy zacząłem powoli, ale systematycznie piąć się wagowo w górę mimo coraz mocniejszego treningu - uświadomiłem sobie, że tak naprawdę bez diety nie osiągnę żadnej stabilizacji.


Patrząc na wykres ostatnich niemal 4 lat nie jestem w stanie do dziś zrozumieć co zaszło w moim organizmie na początku 2014 roku, że z takiej pięknej tendencji, kiedy zacząłem oczyma wyobraźni widzieć siebie łamiącego 3-kę w maratonie (hehe) czy 40 min na dychę wszystko zaczęło iść w przeciwnym kierunku.

Zastanawiając się co długoterminowego robiłem w tym czasie mogę wyodrębnić na tym wykresie dwa etapy: wegetarianizm i rygorystyczne non-alko. Na wykresie wygląda to tak:



WEGETARIANIZM

Myślę, że większość z nas pod wpływem Scotta Jurka w 2013 roku pomyślała o tym, że taka dieta poprawi nasze biegowe osiągi. Ja osobiście mam do wege bardzo ciepły stosunek. Pamiętam, że w głębokich latach 80-tych przez dłuższy czas mój Tata był wegetarianinem. Dzisiejszy wegetarianin niczym szczególnym się nie wyróżnia. Wtedy naprawdę był kosmitą. Chodziliśmy po polach i zbieraliśmy zioła, mniszek lekarski, pokrzywę, krwawnik i robiliśmy z tego sałatki i zupy. Nie raz dostałem do szkoły kanapę z perzem (taka trawa). Dlatego w dorosłym życiu nie traktuję wege jako czegoś trudnego, albo strasznego. To zwykły wybór, po prostu decyzja aby jeść więcej warzyw.

Dieta wegetariańska w moim przypadku to na pewno nie tzw kanapka z serem i knedle z truskawkami. Z pełną świadomością wykorzystywałem warzywa, strączki, ziarna, kasze, orzechy. Nabiał i jajka od czasu do czasu. Do diety wegańskiej byłem (i jestem jeszcze) za głupi.

Największą zaletą wegetarianizmu jest to, ze organizując posiłki bez mięsa niejako przy okazji tak uwalniamy wyobraźnię, że jedzenie staje się o wiele bardziej różnorodne. I zdecydowanie zdrowsze, bo wykluczamy tanie, łatwe, szybki i kuszące rozwiązania takie jak kubełek w KFC czy Big Mac.

Mitem też jest, że bez mięsa trudno się najeść. Wręcz przeciwnie. Kiedy nie ma opcji kotleta - trzeba pomyśleć o jakiś warzywkach na krótko z patelni, jakieś pomidorki do tego kasza albo ryż, może tofu, albo cieciorka. Nagle robi się wielka miska sycącego jedzenia. Co więcej - po takiej misce można iść biegać od razu. Człowiek cały czas jest lekki, czego nie można powiedzieć o bieganiu ze schabowym w żołądku.

Dlaczego po blisko pół roku z wegetarianizmem odpuściłem temat? Było to w ostatni dzień Świąt. Gościłem rodzinę u siebie. Na obiad podałem m.in. wołowinę po burgundzku i kurczaka w riesligu. Miałem nadzieję, że zjedzą całą, ale niestety trochę zostało. Kiedy wszyscy poszli przegrałem samotną walkę z dwoma najpyszniejszymi daniami mojej mięsnej kuchni i dokończyłem resztki :/


ZERO ALKO

Czy można wytrwać w diecie bezalkoholowej? Kto nie spróbuje ten się nie dowie. Przez jakiś czas chodziło mi po głowie, że te piwko "od czasu do czasu" w tygodniu i ta szklaneczka whisky w weekend na tyle zaburzają rytm mojego organizmu, że z tego właśnie powodu mimo sporego kilometrażu nie pnę się z wagą do góry. Co więcej byłem niemal pewny, że to właśnie odstawienie alkoholu, ale takie totalne, zerojedynkowe, będzie moim sekretem na schudnięcie i przyspieszenie tempa na biegach. Nie piłem niemal przez pół roku. Czułem się fantastycznie. Na przykład mogłem rano w sobotę wstać i bez liczenia tabelek z wirtualnego alkomatu wsiąść do samochodu i pojechać na parkrun! No i czekałem co się wydarzy, kiedy wreszcie zacznę zrzucać wagę... Tymczasem KOMPLETNIE NIC SIĘ NIE ZMIENIAŁO!! Co więcej przybywało mi około 1 kg na miesiąc. W trakcie diety "zero alko" zaliczyłem swój najgorszy start w zawodach w historii - nie ukończyłem Niepokornego Mnicha... To jednak nie piwo&whisky było powodem dla którego nie trzymałem wagi.

Po Mnichu mocnym postanowieniem ograniczenia tego co jem udało mi się zrzucić 5-6 kg w miesiąc. Ale to było takie klasyczne zarżnięcie się i chyba spowolnienie metabolizmu. Musiałem to zrobić bo startowałem w kolejnym ultra w Ardenach i nie chciałem przynieść sobie wstydu z powodu nie ukończenia dwóch ultra z rzędu. W Belgii ważyłem 99,9 kg czyli udało się zejść poniżej symbolicznej stówy. Bieg ukończyłem i to z całkiem dobrym jak na mnie czasem i przede wszystkim świetnym samopoczuciem. Łamałem się nawet na mecie, czy nie łyknąć belgijskiego piwa, ale się powstrzymałem :)

Potem przyszły wakacje, zrobiło się ciepło. Odstawienie alko nie przyniosło absolutnie żadnych spodziewanych rezultatów. Oznacza to, że nie w alkoholu był problem. Ufff :)

* * *

Niestety tendencja wzrostowa trwa w dalszym ciągu. Ciągle wierzę, że to jak wyglądamy jest kombinacją tego co jemy i jaką aktywność uprawiamy. Jako umysł ścisły nie jestem w stanie wyobrazić sobie takiego perpetuum mobile, które je mniej kalorii niż spala i tyje. Po prostu w którymś miejscu muszę sam siebie oszukiwać i zamiast krzyczeć "czemu k**** tyle biegam a wyglądam jak karykatura ultrasa?!" muszę dokładnie się zanalizować.

Tydzień temu podjąłem dwa zobowiązania:
  • Przechodzę na jakiś reprezentatywny czas na wegetarianizm (minimum kilka miesięcy).
  • Każdą, ale dokładnie każdą rzecz jaką zjadam opisuję lub fotografuję. Za jakiś czas będzie świetny materiał do analizy. 
 Odpowiedź pewnie będzie banalnie prosta, ale ja muszę obiec cały świat dookoła aby ją odnaleźć.

14 komentarzy:

  1. Tak tylko nieśmiało napomknę - czy próbowałeś kiedyś odżywiać się zgodnie z Twoją grupą krwi?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Sposób żywienia dla osób z grupą krwi A całkowicie wyklucza mięso i jego produkty, bo pożywienie pochodzenia zwierzęcego spowalnia u nich metabolizm i w organizmie gromadzą się zapasy tłuszczu. Nabiał również jest słabo trawiony i prowokuje niekorzystne reakcje insulinowe, które też osłabiają tempo przemiany materii." --- czyli wychodzi na to, że najlepiej abym był na diecie wegańskiej.

      Usuń
  2. Nie chce psuć napięcia i dramatyzmu, ale na drugim biegunie jest po prostu jedzenie odrobinkę mniej kalorii niż nasze zapotrzebowanie i dodanie ćwiczeń siłowych-najlepiej wielostawowych (przysiady, ciągi, jakieś proste wycisko-podrzuty)
    Bieganie na chudnięcie jest lekko przereklamowane.
    Organizm "uczy się" naszego odchudzania i za każdym razem jest coraz trudniej, bo stawia coraz większy opór.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doświadczenie pokazuje, że możesz celować w dziesiątkę. Tak właśnie się czuję, jakby po 2 latach organizm się nauczył biegania. Tzn nauczył się jak magazynować energię pomimo weekendowych maratonów. Dodatkowo reaktywność organizmu na wysiłek w okolicach 40-tki też się znacznie zmienia. W tym wieku 70% efektu to dieta a 30% sport. W młodszym wieku proporcje są odwrotne.

      Usuń
  3. do robienia zdjęć co jesz, dodaj co pijesz i w jakiej ilości, nie pomijając 7up, sprite czy coli do whisky oraz przede wszystkim wody również. fajnie by było gdybyś rozpisywał godziny o których jesz, ale to wyższa szkoła jazdy i nie wiem czy będziesz miał tyle zaparcia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak robię. Samozaparcia mam nadzieję, że starczy przynajmniej na okres aby wyciągnąć wnioski z danych, czyli więcej niż miesiąc.

      Usuń
  4. fajnie się czyta Twojego bloga a jeszcze fajniej, jak o wadze, bo to podobne do mojej historii ;) Startowaliśmy z podobnego pułapu, tylko mi po wielokrotnych wahnięciach udało sie zejśc niżej - ale nie że nisko jak na biegacza, 93 kg (ale idzie powoli cały czas niżej). U mnie działa dieta niskoweglowodanowa, z okołotreniingowym ładowaniem węglowodanów, o dziwo najlepiej prostych.

    Nie namawiam na zmianę, ale etap liczenia kalorii mam juz dawno za sobą i powiem tylko - kalorie nie istnieją ;) żadnej w życiu nie widziałem przynajmniej ;) generalnie do Twojej notacji dodałbym jedno - notuj sobie sobie białka, tłuszcze i weglowodany, bo na chudnięcie ma wpływ nie ilość kalorii, ale skąd się one biorą. Z doświadczenia wiem, że można chudnąc na 4 tysiącach kalorii i tyć na 1500 - w zależności skąd one się wezmą. Polecam książkę Garego Taubesa o kaloriach.

    Pozdrawiam - za pare miesięcy zmierzę się z Łemko 150 i lektura Twojej relacji (oraz 100hrmax) jest u mnie prawie codziennie jako dawka motywacji :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiosna, wyższe temperatury, zrzucenie zimowej odzieży, oraz wszechobecne budzenie się uśpionego środowiska do życia, naturalnie będzie sprzyjało większej aktywności, przestawieniu się na jedzenie mniej kaloryczne, zamianie typowego kotleta schabowego na sojowego oraz systematycznemu obniżaniu wagi ciała. Borykam się z tym samym problemem. Jedynym efektywnym sposobem będzie faktycznie zmiana nawyków odżywiania się. Trzymam kciuki! ....W sumie "Solidarnościuch" już za 5 miesięcy:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Problem może leżeć w alkoholu i dodatkach do niego. Zdaje się że nie stronisz od % a bilans kaloryczny rozlicza się w okresie 7 dniowym. Zacznij trenować a nie szukać klubów go go i kokainy :) a metabolizm sam się nakręci. Dodatkowo z Twoją wagą zacznij wzmacniać się suplementami. 3-mam kciuki w walce z kaloriami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wpadłem na to w zeszłym roku. wydawało mi się to oczywiste, że samo rzucenie alko da efekty... a jednak nie. 4 miesiące abstynencji i waga w górę. Teraz gdzie indziej "szukam bilansu". Święta powoli się kończą a waga w górę nie poszła :)

      Usuń
  7. Będę kibicować i być może wyciągać wnioski dla siebie. Motywacji nie powinno Tobie zabraknąć gdyż będąc takim ŁODYŃCEM (proszę nie obrażaj się) biegasz takie dystanse to co będzie gdybyś zrzucił np 15 kg? Zdaje się że chłopaki z Tricity Ultra przestali by z Tobą biegać bo byłbyś w stanie ich dublować. Tomasz pomyśl - 3 baniaki 5 litrowej Naty których już byś nie dzwigał w trakcie biegu! 3-mam kciuki.

    OdpowiedzUsuń
  8. No racja - Tomek biega ultra będąc buldogiem to jako hart by latał naddźwiękowo! :-) Też kibicuję i jestem ciekawa efektów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tomek chyba nie uznał Pani puenty za wystarczająco ciekawej aczkolwiek moim zdaniem utrafiła Pani w sedno. O buldoga nie powinien się obrazić a predyspozycje i kondycję posiada. Czytam bo fajny blog i kibicuję bo autor to fajny facet. Pozdrawiam Panią i Autora.

      Usuń
  9. Skoro pomimo tylu przebieganych km dalej walczysz z wagą chyba typowe wysokowęglowodanowe diety nie są dla Ciebie odpowiednie... Biegam połowę mniej na paleo low carb i walczę żeby utrzymać wagę i nie chudnąć pomimo zjadania ogromnych, tłustych posiłków. Tylko, że przestawienie się na low carb to zupełnie inny rozkład posiłków i uczenie się biegania od nowa (tętno mocno wzrasta), no i oczywiście można zapomnieć o wegetarianizmie i każdym słowie Jurka.

    OdpowiedzUsuń

Podobne wpisy