niedziela, 7 lutego 2016

Misja Rio


Biegnąc żółtym szlakiem w TPK minęliśmy biegacza w dresie oznakowanym barwami narodowymi. Podobno można kupić taki dres w pierwszym lepszym sklepie z dresami reprezentacyjnymi, ale mógł to też być ktoś przygotowujący się do Rio...  Nie jest tajemnicą, że każdy ma swoje własne Rio, a dzień dzisiejszy dla nas także upłynął pod znakiem Misji Rio 

Zaczęło się od tego, że Michał zostawił dzień wcześniej samochód na Osowie i jakoś tak smutno mu było biec po niego samemu. Postanowiliśmy mu w tym pomóc i zgraną paczką: Jarek, Dominik, Micha i ja umówiliśmy się na start o 9:45 spod bloku. Hmmm no może nie do końca, bo Jarek się umówił o 10:00 i przez 15 minut na niego czekaliśmy :)

Misja Rio rozpoczęła się od dwóch wielkich trudności. Po pierwsze okazało się, że dość ciężko biegnie się w niedziele rano, kiedy sobota skończyła się dość późno. Po drugie, było troszkę błotniście.

Jarek i jego stuptuty
Snuliśmy się jak cienie po ścieżkach. Na podbiegach przechodziłem do marszu, bo trochę jeszcze kręciło mi się w głowie, a żaden z chłopaków nie chciał biec zbyt blisko mnie aby nie złapać kilku promili. Z jednej strony było ciężko, ale z drugiej wszystko powoli płynęło swoim rytmem. Jak było większe błoto, to czasy zbliżały się do 9-10 min/km, zaś na bardziej suchych fragmentach nie przekraczaliśmy 6 min/km.

W TPK za tydzień odbędzie się TUT - bieg ultra na dystansie ~65 km. Biegłem jego letnią edycję, natomiast wszystko wskazuje, że jeżeli nic nie zmieni się z pogodą to edycja zimowa odbędzie się przy temperaturze około +8 stopni. Zamiast brodzenia w śniegu po łydki lub lodowej ślizgawicy po zmrożonych koleinach zapowiada się całkiem sympatyczny bieg. Tym razem nie biorę udziału, ale z przyjemnością stanę po drugiej stronie. Pomogę Jarkowi przy znakowaniu a w dniu zawodów zamienię się w kibica :)


Tymczasem nasza Misja Rio sprawiała, że post-alkoholowy humor powoli zostawał płynnie wypierany przez biegowe endorfiny. Strasznie lubię takie biegi, totalnie na luzie gdzie gadanie o życiu przeplatamy męskim żartem i zabawą w berka (sic!).


Nawet zwykła tabliczka potrafi wywołać wielką wesołość. Ścinka i Zrywka. Brzmi jak pseudonimy leśnych meneli :)) Lepiej nie wchodzić im w drogę :))

Ostatecznie po niecałych 3 godzinach walki z błotem, kacem i męskim nieśmiesznym żartem grupa czterech śmierdzących kolesi osiągnęła cel! Rio stało tam gdzie je Michał zostawił dzień wcześniej.


Jak skomentowała powyższe zdjęcie Ewa, małżonka Michała - wyglądamy na tym zdjęciu "średnio". Co mam odpowiedzieć... Wizyta na wysypisku "Szadółki" to nic w porównaniu z przejażdżką w zamkniętym samochodzie grupą 4 mężczyzn, którzy właśnie biegali przez 3 godziny :)

3 komentarze:

  1. TuT swoja drogą a co myślisz o:
    http://www.krsformoza.pl/ultramaraton2016/ultramaraton2016.php

    OdpowiedzUsuń
  2. Są jeszcze próby na 25 i 50 mil.
    Teren ciekawy i miejscami moim zdaniem co najmniej równie wymagający jak TPK.
    Organizator jakieś doświadczenie ma. Może być interesująco

    OdpowiedzUsuń

Podobne wpisy