piątek, 5 lutego 2016

Kącik biegowego melomana: Genesis - Trespass vs Wire - Pink Flag


Niech nie zmyli Was podobny odcień niebieskiego na okładce. Te dwa albumy są jak Kain i Abel.

Genesis - Trespass - to narodziny rocka progresywnego, płyta wydana w 1970 roku. Jeden z pierwszych albumów z rozbudowanymi wielowątkowymi kompozycjami wciągającymi słuchacza w muzyczny teatr.

Wire - Pink Flag - jest jak nóż wbijany w plecy art-rocka, płyta z 1977 roku. 23 utwory w niespełna 40 minut! Eksplozja punk rocka to była Hiroshima dla muzyki. Zmiotła wszystko z powierzchni i rozpoczęła od nowa krótkimi, surowymi, wykrzyczanymi formami. Nienawidzę punk rocka!

Właśnie wróciłem z 8 km dookoła moich zbiorników retencyjnych. Napompowany energią i z zarysem klucza do punk rocka w głowie. Przyznam szczerze, że zespołu Wire słuchałem może z 10 lat temu, raz albo dwa. Nie zrobił na mnie wrażenia i powędrował na półkę. Co jakiś czas staram się robić podejście do punka, którego kompletnie nie rozumiem i nie lubię. Sex Pistols? Sorry, ale ich muzyka jest dla mnie idiotyczna i musiałbym być mocno pijany aby pomyśleć o kolejnym podejściu. Dead Kennedys? Mocne, zapadające w pamięć okładki i muzyka kompletnie nie do strawienia. Toy Dolls? Kilka osób słuchało tego u mnie na wsi w młodości...


Wire jest jednak czymś w rodzaju pomostu. Pink Flag to płyta w pewnym sensie postpunkowa nagrana w momencie kiedy punk się jeszcze na dobre nie zaczął. Wyprzedza epokę o jakies 3-4 lata. Bo postpunk to już zupełnie co innego. Postpunk to pierwsze zielone kiełki traw wśród szarego pyłu nuklearnej zagłady. Mam na myśli np. Nicka Cave'a i The Birthday Party, debiut The Cure, Bauhaus, Joy Division... to ponownie MOJA muzyka.

Wire właśnie wywrócił moje postrzeganie muzyki na drugą stronę. Bo Pink Flag to mimo wszystko punk. Ale taki punk, który jest jednocześnie pomostem do tego ortodoksyjnego punka. Nie wiem czy będę chciał po nim przejść, ale zawieszam po jego jednej stronie różową flagę i będę na nią często spoglądał.

 * * *



Z Genesis w słuchawkach biegałem we wtorek. To był jeden z tych dni, kiedy masz ochotę zostać w domu, bo na zewnątrz pada śnieg z deszczem, czasem poziomo, a czasem pionowo. Nie wyszedłbym na pewno gdyby nie plan tygodnia, który mam ustawiony tak, że we wtorek pod wieczór albo czekam w samochodzie na dzieciaki aż skończą gimnastykę, albo wykorzystuję ten czas na bieganie.

Zacznę od dwóch zadań dla tych, którzy mogą nie wiedzieć. Choć, jeżeli ktokolwiek dotrwał do tego miejsca mojego kącika biegowego melomana, to na pewno jest twardy i pewne elementarne fakty dotyczące historii muzyki po prostu zna.
  • Genesis to g.e.n.i.a.l.n.y. zespół grający rock progresywny był.
  • W Genesis śpiewał Peter Gabriel jak był młody i nosił długie włosy.
  • Phil Collins to perkusista.
  • Phil Collins na Trespass jeszcze nie grał, bo dołączył do grupy dopiero na następnej płycie.
  • Kiedy Peter Gabriel opuścił Genesis w 1975 roku zespół zamiast zatrudnić nowego wokalistę powierzył tę rolę ... perkusiście, którym był Phil Collins.
Genesis to jeden z zespołów mojego absolutnego TOP5. W kolejności przypadkowej są to:
  • Van Der Graaf Generator
  • Legendary Pink Dots
  • Pink Floyd
  • King Crimson
  • Genesis
W wtorek biegałem z płytą Trespass. To ledwie 5 utworów, ale każdy z nich jest długą, wielowątkową historią. Dla mnie muzyka to coś więcej. To nie tylko "beat" :) Lubię wiedzieć jaką historię niesie ze sobą powstanie każdej płyty. Jakie wydarzenia ją poprzedziły i jakie konsekwencje po niej nastąpiły. Zaczytuję się w biografiach zespołów. Analizuję teksty. Bez tego spojrzenie na muzykę byłoby niekompletne.

Na przykład jeden z utworów, White Mountain opowiada historię o wilku inspirowaną powieściami Jacka Londona: Biały Kieł i Zew Krwii. Ręka w górę kto nie czytał tych książek w młodości! Kiedy biegnę poprzez zacinający deszcz ze śniegiem, po ciemku i w samotności wyśpiewując razem z Peterem Gabrielem słowa White Mountain niemal widzę obok siebie stado wilków, a wśród nich białego kła walczącego o przywództwo.

Albo okładka... To obraz przedstawiający starożytnych kochanków. Ale jest coś jeszcze. Malarz wbił nóż w płótno i tak spreparowanemu obrazowi zrobił zdjęcie, które stało się okładką tego albumu.


Ten winyl kupiłem w 1999 roku podczas studenckiej, megabudżetowej wyprawy do Francji. Przez trzy tygodnie jadłem bagietki z mlekiem i spałem w bagażniku kombiaka na parkingach. No i przywiozłem 30 winyli. Była promocja: kup 20 a 10 dostaniesz gratis :)

Muzyka to dla mnie coś znacznie więcej niż to co słyszymy w słuchawkach.

2 komentarze:

  1. Domini przeczytał mój wpis o punk rocku i wpdał dzis z ...... jabolem!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Genesis - temat rzeka. Z pełnym przekonaniem mogę dziś powiedzieć, że jeden z moich 10 absolutnie ulubionych zespołów, pomimo że nie mam wszystkich płyt. Foxtrot, Selling England by the Pound, Baranek, A Trick of the Tail i Wind and Wuthering powinien znać każdy fan art-rocka, a powinien poznać każdy wielbiciel po prostu dobrej, nietuzinkowej muzyki. Te 5 pozycji to zestawy 5-gwiazdkowe, a rzadko się zdarza, żeby jeden zespół natrzaskał aż tyle genialnych płyt pod rząd. Jeśli komuś polecam Genesis, to Baranka radzę zostawiać zawsze na smakowity koniec, bo to piękna płyta, ale trudna w odbiorze i miejscami wręcz awangardowa, modernistyczna, co bardzo kontrastuje z pozostałymi baśniowo-romantycznymi płytami. Z lat późniejszych to We Can't Dance wydaje się pozycją najciekawszą, co najmniej 4 utwory są najwyższej próby: No Son of Mine, Driving the Last Spike, Dreaming While You Sleep i Fading Lights. Poza tym Invisible Touch bo tam osiągnęli perfekcję w konwencji pop-rockowej, co jednak należy docenić.

    OdpowiedzUsuń

Podobne wpisy