sobota, 30 stycznia 2016

Łódź - fajna z niej laska, ale niestety jest płaska


Czasem zdarza się tak, że budzicie się w innym mieście. W nawiązaniu do końcówki poprzedniego posta, kiedy odwoływałem się do cytatu z Kac Vegas - może to brzmieć dwuznacznie. Ale chodzi mi o takie w pełni świadome i planowane obudzenie się w innym mieście. Od jakiegoś czasu jestem już nauczony, że zawsze jedna para butów jest w bagażniku. Pakując walizkę, czy to większą czy zwyczajną "kabinówkę" na check-liście obok niebieskiej koszuli i marynarki obligatoryjnie są legginsy i bluza.



Tak więc kiedy budzę się któregoś dnia w obcym mieście nigdy nie jestem zaskoczony. Jestem wręcz podniecony tym, że mogę przemierzyć pewnie ścieżki po raz pierwszy. Nigdy nie budzę się tak chętnie jak poza domem, bo wiem, że jeżeli nie wstanę, to możliwość pobiegania w tym miejscu może się długo nie powtórzyć. Moje zachowania stają się w pewnym sensie podobne:
  • Kiedy wracam wieczorem do hotelu, i przeczytam już cały internet od momentu kiedy ostatni raz go czytałem z namaszczeniem otwieram google maps i patrzę gdzie jestem w poszukiwaniu najbliższego parku na następny ranek.
  • Parki zazwyczaj są wszędzie, często więcej niż jeden w zasięgu 5 km biegu. Powiększam wtedy skalę i patrzę czy w zasięgu 10 km jest jakieś jeziorko do obiegnięcia.
  • Jeżeli nie ma jeziora, sprawdzam czy czasem w jakimś z parków nie odbywa się parkrun. Najczęściej to nie jest sobota, więc w grę wchodzi jedynie pobiegania po trasie wykorzystywanej przez parkrun, ale taka lokacja gwarantuje ciekawe 5 km.
  • Jeżeli nie ma ani parku, ani jeziora - po prostu szukam ciekawego miejsca, do którego można pobiec.  
W ostatni czwartek obudziłem się w Łodzi. To bardzo charakterystycznie miasto. To miasto jest jak polska szkoła filmowa. Na pierwszy rzut oka depresyjne i przytłaczające. Podobno David Lynch był tutaj zachwycony. W Hollywood strasznie ciężko znaleźć autentyczne, zmęczone życiem twarze. W Łodzi stoją one w każdej bramie, na każdym przystanku, mijają Cię na chodniku i patrzą z niepewnością kiedy przebiegasz obok.


Łódź jest strasznie płaska. Parafrazując mojego kolegę z liceum można powiedzieć: Łódź - fajna z niej laska, ale niestety jest płaska. W czwartkowy poranek kiedy wybrałem się w 45-minutowy bieg z centrum w kierunku największego parku w Łodzi jako pokazał mi się na google maps miałem wrażenie że jest TAK PŁASKO, że cały czas biegnę LEKKO Z GÓRKI. Mimo, że zatoczyłem pętlę do punktu wyjścia miałem autentyczne złudzenie biegu non-stop z górki. W Trójmieście poza promenadą nadmorską nie ma takich odcinków. Chcąc pobiegać po okolicy trzeba ciągle wbiegać i zbiegać. W Łodzi jest inaczej... i warto tylko czytać napisy na murach... ŁKS... Widzew... ŁKS...




2 komentarze:

  1. Łódź odwiedzę na maratonie. Akurat tym razem chcę płaską trasę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Park wzniesień łódzkich.. I już nie jest tak płasko :)

    OdpowiedzUsuń

Podobne wpisy