piątek, 30 października 2015

Biegacz vs Pizza


Dean Karnazes w swoje książce Ultramaratończyk w pewnym sensie postawił pizze na piedestale. Kiedy myślisz o Deanie masz przed sobą uśmiechniętego greka zamawiającego w nocy pizzę z zegarkiem w ręku określając dostawcy na jakiej dokładnie przecznicy będzie kiedy pizza wyjdzie z pieca. W 50 maratonów w 50 dni jeden z rozdziałów poświęcił na wytłumaczenie się z techniki jedzenia pizzy w trakcie biegu. Pizza musi być na cienkim cieście, najlepiej hawajska, zwinięta w ruloniki i jedzona jak tortille.

Scena z Ultramaratończyka jest napisana tak sugestywnie, że założę się, że każdy z nas myślał o niej jako o czymś niemal romantycznym w nocnym pokonywaniu ultradystansów. A wiadomo, że jak się biega 50+ km to nie ma diety i wydaje nam się, że wolno jeść wszystko, bo wszystko da się spalić.

Nie będę owijał w bawełnę, że ten wpis jest neutralny. Wręcz przeciwnie, to jest wpis z tezą. Pizza jest zła. Za każdym razem jak skuszę się na pizze przed albo w trakcie biegu przeżywam katusze.
  • Przed Niepokornym Mnichem zjedliśmy wieczorem na kolację po gigantycznej pizzy. Miała nam dać siły na 100 km następnego dnia. Skończyło się tak, że Dominik ledwo dobiegł, a mnie zdjęli na 67 km bo przekroczyłem limity. Pierwsze kilometry tego biegu biegłem z wielką i ciężką gliniastą kulą w żołądku. Do dziś powtarzam sobie, że gdyby nie ta pizza... ;)
  • Na 150-tce na Hel zjedliśmy w Luzinie na ~45 km trasy każdy po pizzy. Nie powiem, była smaczna i weszła we mnie jak w masło, ale kolejne 20-25 km cierpiałem jak mało kto. Najwięcej marszu w naszym biegu było właśnie wtedy jak trawiłem tę kupę mąki i sera. 
  • Za każdym razem jedząc pizze na obiad i idąc biegać wieczorem czuję się jakbym biegał z kamieniem w żołądku.

Być może jest to spowodowane tym, że w Polsce bardzo ciężko dostać prawdziwą pizzę, na cienkim, lekkim cieście, z niewielką ilością dobrej jakości składników. Pizza dla Polaka musi być gruba, ma mieć mnóstwo podłego sera i marnych chemicznych sosów. Po czymś takim masz jedynie ochotę położyć się przed telewizorem i pracować kciukiem. Jedząc coś takiego przed biegiem wiążemy sobie stalową kulę do nogi, z którą trzeba potem biec pierwszą połowę dystansu.

Z drugiej strony głowy mam słowa Michała, który mówi:

-"Jak zjem sobie w południe taką pizzę xxl to potem nic nie jem do końca dnia a wieczorem mam taki power, że robię półmaraton poniżej 1h40min i nawet się nie zmęczę"

Jak jest u Was? Pizza przed/w trakcie biegu jest kulą u nogi czy skrzydłami?

5 komentarzy:

  1. U mnie chyba podobnie - mączne posiłki działają jak spowalniacze. A jeśli szukasz dooobrej pizzy na cienkim cieście, polecam pizzerię Felicita w galerii Rumia. Kucharz - właściciel to włoch, i widać to w jego kuchni:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rumia trochę daleko, ale przejazdem będę pamiętał. Generalnie powinienem trochę bardziej rozgraniczyć: pizza vs polish pizza - bo to są dwie kompletnie różne potrawy. W okolicy znam praktycznie jedną pizzę po której mogę biegać - na stacji Moya w Otominie (Motostrefa) Tam też robiona jest wyłącznie ze składników importowanych z Włoch. Natomiast tak ja słusznie zauważyłeś - ideą tego wpisu była mączna kula w żołądku. A znam takich, którym daje ona kopa.

      Usuń
  2. Najbardziej włoska z 3miejskich pizz, jakie miałem okazję próbować, jest w http://www.lacucina.pl/. Ceny wysokie, ale jakość to wynagradza - w weekendy trzeba rezerwować stoliki, bo to bardzo popularne miejsce. Młodsza córka poleca https://web.facebook.com/Lafamigliagdansk/?fref=nf, ale osobiście nie próbowałem. Bardzo dobra pizza we wrzeszczu jest w di marco, ale samo miejsce trochę zaniedbane.

    OdpowiedzUsuń
  3. ale problem z tymi dobrymi pizzami jest taki, że trudno jest się pohamować, żeby nie wciągnąć całej. A wtedy suszy nawet po najlepszej pizzy :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Problem z dobrymi pizzami też jest taki, że jak się trafia na zawody do Krynicy czy Szczawnicy czy inne miejsca w Polsce nigdy nie wiadomo na jaką pizzę trafisz, wiec najczęściej jest to taka, która potem leży na żołądki a Ciebie - jak zaważasz - suszy.

      Co innego zjeść w Trójmieście dla przyjemności :)

      Usuń

Podobne wpisy