niedziela, 9 sierpnia 2015

Maraton wokół jeziora Trzesiecko


Kiedy kilka tygodni temu przyjechałem na parkrun do Szczecinka i zobaczyłem to miejsce, było oczywiste, że jezioro Trzesiecko bardzo szybko znajdzie się na mojej liście obiegniętych jezior. Jednocześnie okazało się, że 9 sierpnia będzie ku temu specjalna okazja: pierwszy maraton w Szczecinku w ramach Szczecineckiego Weekendu Biegowego. No i ta trasa... trzy pętle dookoła jeziora!

Dalej potoczyło się szybko. Nie będę opisywał całej mechaniki mojego przyjazdu wraz z opcjami zabrania ekipy z Gdańska. Na szczęście byłem niezależny od tych, którzy w sobotę przegrali z butelką ;) i w niedzielę o godzinie 8:00 razem z moją niezastąpioną ekipą prywatnych kibiców odbierałem pakiet.

Nie wiem jakie układy organizatorzy mają z Jarkiem Kretem lub Tomaszem Zubilewiczem ale po tygodniu mega upałów, gdzie termometry żwawo podchodziły do 36 stopni w cieniu, w ten niedzielny poranek na termometrze widniało perfekcyjne 18 stopni. W trakcie biegu temperatura powoli szła do góry i na mecie była w granicach 26 stopni. Ale dzień wcześniej taki scenariusz bralibyśmy całkowicie w ciemno.

Start Maratonu Szczecinek
Szczecinecki Weekend Biegowy Historyczny start I Maratonu 3x dookoła jeziora Trzesiecko i 15 km 1x dookoła jeziora Trzesiecko. Miałem przyjemność pokonać ten dłuższy dystans.
Posted by Run Around The Lake on 9 sierpnia 2015


Start miał miejsce ze stadionu. Maratończycy do pokonania mieli 3 pętle dookoła jeziora. Równocześnie wystartował bieg na 15 km - czyli na jedną pętlę. Różniliśmy się kolorami numerków, a te umieszczone w większości były z przodu więc ciężko było rozpoznać kto biegnie maraton a kto "tylko" 15-stkę, bo z tyłu tego widać nie było, a po wyprzedzeniu kogoś głupio było się odwracać i wlepiać wzrok w numerek. Jednak mimo tego można było rozpoznać maratończyków inaczej. Intuicyjnie, po sylwetce, po ruchach, po pewnej pozawizualnej aureoli hardości, która za nimi płynie. Z Gdańskiej ekipy biegła Hania i Janek. Janek tradycyjnie zaczął z tyłu i wszystkich zagadywał, a Hania wyrwała do przodu. Tasowaliśmy się w potem w trakcie biegu.

Kiedy po pierwszym kółku wszyscy 15-stkowicze odbili na stadion zrobiło się kameralnie. Czasami ktoś biegł w zasięgu wzroku, a czasami nie było nikogo. Jedno było tylko pewne - przebiegając przez miasto miałem swój prywatny dodatkowy punkt żywieniowy:


Tuż przed startem prowadzący imprezę powiedział przez mikrofon na cały stadion (w kontekście dobrej pogody): "Nie chwalcie teściowej przed śmiercią". Ja swojej póki co nie mam nic do zarzucenia, w końcu podaje mi zimne pepsi na trasie :)

A teraz, w punktach, rzeczy, które warto zapamiętać z tego biegu:
  • w pakiecie startowym m.in. żel, ciasteczka i koszulka techniczna. 
  • perfekcyjne i bardzo dokładne oznakowanie trasy do 1 km
  • świetnie rozstawione punkty nawadniające i żywieniowe co 5 km, mimo podnoszącej się w trakcie biegu temperatury biegłem bez własnego bidonu, to, co było na punktach w zupełności wystarczyło
  • a na każdym punkcie była: woda, izo, banany, kostki cukru, woda - w takiej właśnie kolejności, dzięki temu piło się po kubeczku wszystkiego przechodząc przez punkt, a ostatni kubeczek szedł czasem na głowę
  • ponadprzeciętna liczna wolontariuszy świetnie zarządzanych, poruszających się na rowerach jak i stacjonarnych
  • bardzo duża liczba ratowników pierwszej pomocy, NIGDY w życiu tyle razy nie usłyszałem pytania "czy wszystko w porządku?", nikt nie był pasywny, każdy angażował się w pomoc lub doping.
  • trzy kurtyny wodne na każdym okrążeniu, bardzo sensownie rozstawione, był wybór czy przez nie przebiegać czy nie. 
  • trasa: w całości dookoła jeziora a w 60% po leśnych ścieżkach pieszo-rowerowych.
  • na mecie poza wodą i arbuzami także ciepły posiłek i piwo :)

Moje wnioski są taki, że w Polsce osiągamy naprawdę bardzo wysoki poziom organizacyjny biegów. Biega coraz więcej osób i teoretycznie można by spróbować wyjść na rynek z byle czym, ale każdy kto patrzy do przodu wie, że byłoby to bardzo krótkowzroczne. Panowie ze Szczecinka wiedzą w czym rzecz. Widzę w tym co robią dobrze opracowaną wizję na kolejne lata. Gratulacje!

Na koniec kilka epizodów, które szczególnie zapamiętam z tego biegu, bo były miłe, śmieszne lub w inny sposób mi bliskie:

  1. Mniej więcej na 35 km przebiegam pod kurtyną wodną rozstawioną po drugiej stronie jeziora, wśród kilku domków letniskowych/wiejskich. Przy ogrodzeniu jednego z nich stoi kobieta i patrząc się na mnie jak zwalniam i z rozkoszą na twarzy przebiegam przez kurtynę wodną krzyczy do mnie: "To lepsze niż seks, prawda?"  :D 
  2. Jeden z wolontariuszy podając mi kubek z wodą powiedział: "Fajnie, że jesteś, czytam Twojego bloga!" Miłe :)
  3. Kiedy na mecie posilałem się ciepłą strawą z głośników na cały stadion poleciała płyta Animals - Pink Floyd. Nie jest to najbardziej znana płyta Floydów, ale jedna z moich naj! Mega zaskoczenie i wielka przyjemność opuszczać stadion przy takiej muzyce.

Czas? 4 godziny 13 minut. Mogło być lepiej, ale biorąc pod uwagę, że we wtorek biegłem z Rysiem w Wituni + wakacyjny styl życia - nie jest źle. Poza tym, taki maraton nie wyklucza mnie nawet na godzinę z życia, bo pół godzinki potem pływałem już w Trzesiecku, a kolejną godzinę potem spacerowałem po zoo pod Człuchowem. No i nauczyłem się już tych fotoradarów na trasie do Chojnic - chyba będę częściej zaglądał na parkrun w Szczecinku.




2 komentarze:

  1. Haha! To prawda. Czytam bloga i to właśnie ja podawałem wodę:)
    Gratuluję ukończenia maratonu i być może do zobaczenia na jakiejś trasie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jeszcze musimy znaleźć tego co puszczał Floydów na mecie :)

      Usuń

Podobne wpisy