niedziela, 5 października 2014

Ostatnie długie wybieganie przed ŁUT70

Całkiem niedawno było lato. Można było wstać nawet o 4 rano i oblać się potem po 200 metrach biegu. Bardzo się zdziwiłem, kiedy budzik nastawiony na 5:30 obudził mnie... w środku nocy. Kiedy pół godziny później w dwóch warstwach na górze i krótkich legginsach wybiegłem z domu uderzyła mnie ściana lodu. Michał - który ruszał w tym samym czasie jak potem przyznał "szukał śniegu". Spotkaliśmy się mniej więcej na 5-tym kilometrze i w dalszą drogę ruszyliśmy razem. Naszym planem było zrobić minimum dystans maratonu, a może i trochę więcej. Za trzy tygodnie biegniemy Łemkowynę - 70 kilometrów po Beskidach i dzisiejszy dzień miał być ostatnim długim wybieganiem. Kiedy mijaliśmy Plac Zebrań Ludowych temperatura na ledowym wyświetlaczu pokazała 3.5 stopnia Celsjusza! Tak zimno jeszcze nie było...



Pierwszy przystanek to stacja Lotosu przy Multikinie. Daaaawno kawa nie smakowała mi tak bardzo. Baaaardzo pyszna kawa!


Naszym celem było zbiec do morza i promenadą dobiec do mola w Orłowie a następnie "jakoś" wrócić. Kawa zdziałała cuda i lekkim krokiem popędziliśmy do Brzeźna i skręciliśmy w kierunku Sopotu. Kolejny przystanek zrobiliśmy na 20 kilometrze - na końcu Sopockiego molo. Fajnie bardzo się biegło po molo, bo deski tak amortyzowały odbicie, że wybicie było jakby mocniejsze i wyższe.

Z molo w Sopocie widać było molo w Orłowie i ono zostało wybrane jako punkt docelowy naszego biegu. Tam ustaliliśmy, że Michał nie wraca do domu, ale biegnie na Zaspę na urodziny babci żony stryjenki ciotecznej siostry i jest to bardzo ważne, i musi być punkt 12:30 i ubranie na przebranie przywiezie mu jego małżonka. Ja zaś wymyśliłem, że pobiegnę po prostu pod Neptuna na Długiej, zadzwonię do żony, aby przyjechała z dziećmi, pójdziemy na lody, nakarmimy gołębie i generalnie mimo zrobienia ponad 40-kilometrowego biegu moje życie rodzinne nie ucierpi. A to w bieganiu ultra jest NAJWAŻNIEJSZE i bardzo trudne jednocześnie. Na molo w Orłowie mieliśmy na liczniku 25 km. Zjadłem banana, snickersa i polecieliśmy ponownie w kierunku Sopotu. Zbliżając się do ulicy Monte Cassino Michał poczuł zew gofra! Tam zrobiliśmy kolejny przystanek. Gofry były naprawdę pyszne, mimo że połowę oddaliśmy wróblom (z dobroci serca).

Biegliśmy razem mniej więcej do 38 kilometra. Tam Michał odbił w kierunku Zaspy, zaś ja wyciągnąłem z plecaka moją ostatnią tajną broń - puszkę Pepsi. Mój bieg wtedy tak naprawdę się zaczął. Nogi były już na tyle zmęczone, że głowa zaczęła stanowić 90% siły organizmu. Pijąc Pepsi przeszedłem 500 metrów. W sumie mogłem iść już do końca. To zależało wyłącznie ode mnie. Ale z drugiej strony nie co dzień, ani nawet nie co tydzień biegnie się 40 kilometrów i przejść następne to byłoby po prostu niewykorzystanie szansy. Coś co buduje formę psychiczną to obserwowanie swoich zachowań właśnie po przekroczeniu tego dystansu. Zacząłem biec w tempie około 6 min/km. Wszelkie złe duchy odeszły. Nie potrzebowałem iść, naprawdę nic a nic nie kusiło mnie aby przejść do marszu. Zacząłem nawet żałować, że umówiłem się z rodziną przy wejściu na Długą i pewnie już tam jadą i mój bieg zamknie się jedynie w granicach 44-45 km. Gdyby zewnętrzny świat nie istniał i gdybym miał przy sobie słuchawki myślę, że włączyłbym po prostu płytę Illinois - Sufjana Stevensa i płynął kolejną godzinę ulicami Gdańska. Najgorsze jest to, że aby znaleźć się w tym stanie trzeba najpierw biec przez 4-5 godzin. A mając pracę i rodzinę - którą się kocha i chce się spędzać z nią czas - znajdywanie czasu na ultra jest ogromnym kompromisem. Ultra nigdy nie będzie mogło być na pierwszym miejscu, ale dzień taki jak dzisiaj, w którym było miejsce na wszystko jest przykładem na to, że warto starać się, aby puzzle były dobrze ułożone.


2 komentarze:

  1. Kolejny potwierdzony przypadek, że cukier daje odlot po kilkudziesięciu km :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cukier - po prostu najprostsza forma energii. Nie ma w tym chyba żadnej tajemnicy aby potwierdzać to jak wizyty UFO :) Pewnie za 10-15 minut paliwo by się skonczyło i trzebaby pomyśleć o czymś kolejnym. Cytując Staszka: "nie ma ściany - jest tylko złe odzywianie"

      Usuń

Podobne wpisy