niedziela, 8 czerwca 2014

Chociński Młyn - Charzykowy


Od kiedy zacząłem biegać każda wizyta u teściów wiąże się z ekscytacją pobiegania bo Borach Tucholskich. Wybiegałem już większość tras jakie wyobraziłem sobie patrząc na mapy w promieniu 30 km od Chojnic. Czasami udaje mi się wyprosić żonę aby wywiozła mnie samochodem jak najdalej od domu a ja jak pies wracam za nią biegiem. Tak było i dzisiaj. Poprosiłem o wywiezienie do Chocińskiego Młyna i umówiliśmy się, że Grazia wróci i zaparkuje w Charzykowach, i będziemy biec naprzeciw sobie ścieżką rowerową wzdłuż Jeziora Charzykowskiego, jak się spotkamy to wymienimy się kluczykami i ja podjadę po Grazię jak dobiegnę do auta. Unikniemy w ten sposób biegania tam i z powrotem.

Dla mnie dzisiejszy bieg miał być także sprawdzeniem sprzętu w wysokich temperaturach przed maratonem w Gałkowie za tydzień i przede wszystkim przed biegiem From Gdansk to Hel - czyli naszym (tricityultra.pl) trzycyfrowym ultra za dwa tygodnie.


Mówiąc sprzęt mam na myśli nowe krótkie legginsy z decathlonu (najtańsze ze 29,90) - poprzednie z Lidla rozpadły się po roku biegania a zaszywanie ich różową nitką okazało się wizerunkowym failem ;) Reszta już tradycyjnie: plecak, czapeczka z Kwidzyna, słuchawki. Poprosiłem wieżę o pozwolenie na start i poleciałem.

Temperatura oscylowała między 28 a 31 stopni. Początek biegu polegał głownie na układaniu zbyt obfitego śniadania w żołądku. Ale po trzech kilometrach uzyskałem stan constans. Czyli uczucie pełnej równowagi energetycznej, w której wydaje mi się, że mogę biec godzinami. Co 5 minut łyczek izotonika z wodą, po prawej jezioro, the Beatles w sluchawkach i tak mijały kilometr za kilometrem. W połowie drogi spotkałem Grazię ale umówiliśmy się, że dalej biegniemy w tym samym kierunku i spotykamy się na plaży w Charzykowach. Ostatni kilometr bez najmniejszego problemu podkreciłem w okolice tempa 4:30 min/km i zatrzymałam się na plaży. Kilka minut po mnie dotarła Grazia. W pierwszym odruchu chciałem od razu wskoczyć do wody .... ale instynkt rodzicielski kazał wrócić po dzieci i przyjechać tutaj cała rodziną aby także im dać trochę frajdy.

Pół godziny pózniej już wspólnie testowaliśmy temperaturę wody. Dla dzieci jak wiadomo woda ZAWSZE jest ciepła. Prawda jest taka, że była jeszcze lekko zimna ale dało się pływać. A po 10-ciu minutach mogłem nawet powiedzieć, że temperatura wody stała się znośnie umiarkowana. Zaliczyliśmy więc pierwsze w tym roku rodzinne plażowanie na otwartym akwenie, a ja nie licząc kilku przygód z morsami w styczniu - pierwszą kąpiel na trzeźwo :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobne wpisy