niedziela, 30 marca 2014

Straszyn Hill

Po wczorajszym parkrunie, z którego zarówno Dominik jak i ja wróciliśmy do domu z parkrunowymi personal bestami zaplanowaliśmy na dziś rano trochę dłuższe wybieganie w kierunku wzgórza górującego nas Straszynem. W samej okolicy bywamy dosyć często, bo Straszyn można nazwać "węzłem kolejowym" naszych wielu biegowych szlaków, zarówno tych od strony Pruszcza jak i Bielkówka. Wzgórze nad Straszynem wygląda dokładnie tak jak na zdjęciu powyżej i wydawać by się mogło, że musi na nie prowadzić jakaś krajoznawcza ścieżka, ewentualnie szlak wydeptany przez tubylców celem podziwiania okolicznej panoramy.

Wybiegliśmy z naszego osiedla o 7:45, co uwzględniając zmianę czasu było dla organizmu godziną 6:45. Na szczęście pogoda była perfekcyjna i bardzo optymistyczna. Pierwsze kilometry to tradycyjna "rozgrzewka ultrasa" - czyli męczarnie i bieg bez większej przyjemności. Dopiero kiedy po 20 minutach biegu postanowiliśmy celowo wydłużyć sobie trasę biegając zygzaki w Jankowskim lasku poczułem pierwsze iskierki przyjemności i przestałem żałować, że wygrzebałem się z łóżka tak wcześnie.

Po niecałej godzinie dobiegliśmy do wzgórza i bezskutecznie próbując znaleźć jakąkolwiek ścieżkę na górę po kilku chwilach zaczęliśmy przedzierać się po prostu przez drzewka. Minuta osiem i byliśmy na górze. OK, zdobyliśmy wzgórze, pora na zdjęcie panoramy...
I tak jak na zdjęciu powyżej w każdym kierunku ten nam widok - piękna leśna panorama :)
Minęliśmy pustą butelkę Carlo Rossi - pozostałości po zapewne romantycznej chwili w krzakach i zbiegliśmy na dół.

W drodze powrotnej zmieniliśmy naszą tradycyjną trasę przez Jankowo i Kowale i skręciliśmy na most nad obwodnicą łączący Jankowo z Borkowem. Dalej poszło już całkowicie spontanicznie, a skoczyło się niemal filozoficznym uniesieniem.

Mieszkamy w tej okolicy kilka ładnych lat, a tak naprawdę nie znamy terenów dosłownie w promieniu 3 kilometrów od naszych domów. Świat widziany przez przednią szybę samochodu jest tak ograniczony, że bardzo łatwo zapominamy, że tuż obok istnieje inny. Myślę, że gdyby zrobić dokładną mapę najbliższej okolicy z ciekawie opisaną legendą i planami na piesze familijne wycieczki wielu z kilkunastu tysięcy osób tutaj mieszkających byłoby zdziwionym, że istnieje cokolwiek innego poza Porębskiego, Bergiela i Dulina.
Z drugiej strony, ten stan może nie potrwać zbyt długo patrząc na działania deweloperów zapełniających osiedlami  każdą okoliczną połać zieleni.


W każdym razie bardzo mnie zdziwiło jak głęboki jar znajduje się między Borkowem, Kowalami a Świętokrzyską i jak trudne technicznie było pokonanie tych kilkuset metrów. Pierwsze pokrzywy wyrastają z ziemi, trzeba będzie tam wrócić z rodziną, zrobić dzieciom wyprawę, a samemu pozbierać te pokrzywy i przypomnieć sobie smak potraw z dzieciństwa.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobne wpisy