niedziela, 23 lutego 2014

Tajemnica Jeziora Otomin

" Ja nie zamierzam nigdzie emigrować bo u uważam, że Polska (jako kraj nie państwo) jest bardzo dobrym miejscem do życia (najbardziej mi tylko zima przeszkadzała ale widzę że ten problem sam znika :D )"

Zulu, 22 lutego 2014 - komentarz z bloga podtwórcy.

W takim nastroju, a dokladniej w nastroju wynikającym z kontekstu pełnego wpisu "Dramat Słowian" rozpoczęliśmy z Dominikiem dzisiejszy poranny bieg. Plus jest taki, że zima faktycznie nam w tym roku coraz mniej przeszkadza i dzisiejszy bieg miał być czystą przyjemnością. Wstępnie planowany całą ekipą TriCity Ultra ale ktoś tam wybrał wojaże a kto inny integrację


Mieliśmy dobiec do naszego małego jeziorka Otomińskiego, okrążyć je i wrócić lasami do obwodnicy. Razem miało to dać jakieś 15-20 km w zależności od tego jak bardzo zaimprowizujemy z trasą powrotną. Już na samym początku doświadczyliśmy błogosławieństwa nocnych przymrozków - błoto pod nogami było pięknie zmrożone, ale w powietrzu unosiła się wiosna, świeciło słońce, niebo było błękitne i gdyby tylko górka była wyższa pewnie Kilian Jornet napisałby o tym jakiś wiersz :) Jednak z jakiegos powodu zamiast euforii łapała nas zadyszka i zmęczenie. Hmmm. Ale dlaczego? Nie katowaliśmy się treningowo dzień wcześniej, ani nie upodliliśmy za bardzo. Małe śniadanie zostało odpowiednio skonsumowane. Tak więc w czym rzecz? Moc przyszła dopiero po 8-mym kilometrze. Hmmm. Nazwaliśmy więc to po prostu "rozgrzewką ultramaratończyka" :)

Pękający lód wydaje naprawde fajne dzwięki niosące się po całej tafli. Ścieżka dookoła jeziora jest idealnie miękka. Zatrzymaliśmy się na chwilę aby pobujać się na linie, popodziwiać widoki i ruszyliśmy dalej.

Dominik zaprezentował nowy system chłodzenia

Kurcze... właśnie do mnie doszło, że gdyby dwa lata temu ktoś mi powiedział, że będę pisał takie teksty jak powyżej pomyślałbym, że dość mocno zainspirowałem się kowbojami z Tajemnicy Brokeback Mountain :)

Wróciliśmy trasą trochę "kombinowaną". I raczej tylko nocne przymrozki uchroniły nasze łydki od kontatku z błotem. Kilka razy zupełnie poza szlakiem omijaliśmy bagna i małe podmokłe oczka.

Trasa ostatecznie zamknęła się w niewiele ponad 18 kilometrów. Gdyby trzeba było biec drugą taką, mogłbym ruszać od razu.



2 komentarze:

  1. Patrzę właśnie na mapkę biegu i mój wzrok padł na "Bursztynowa Góra" - trzeba ten punkt zaliczyć :)

    OdpowiedzUsuń
  2. OK, nie ma sprawy. Ostatnio codziennie biegam pod górkę :)

    OdpowiedzUsuń

Podobne wpisy