środa, 15 stycznia 2014

Podsumowanie roku 2013 - częśc 6: Najlepsza potrawa dla biegaczy

No i dotarłem do końca podsumowania. Część szósta, czyli o tym co zmieniło się w moim jedzeniu - jest troszkę naturalną kontynuacją części piątej, o Scottcie Jurku i jego książce Jedz i Biegaj. Jak pisałem, na dziesięć czerwcowych dni czytając Jurka stałem się weganem. Czyli poza mięsem odstawiłem wszelkie wyroby pochodzenia zwierzęcego. Oczywiście taki "skok na główkę" był wyrazem nieodpowiedzialności, ale był też próbą zobaczenia na własnej skórze, co tak naprawdę jest po tej "jasnej stronie mocy". Skoki na główkę są najczęściej mocno nieodpowiedzialne i bez odpowiedniego wyczucia terenu kończą się nieciekawie. Tak też było w moim przypadku. Mimo początkowej euforii i kilku personalbestów (nie wiem do tej pory na ile to było siła woli i autosugestia, a na ile faktyczny rezultat oczyszczenia organizmu) po 10 dniach poszedłem na kebaba.

Ale ziarenko zostało zasiane, a drzwi raz otworzone ciężko jest ponownie zamknąć. Po dwóch miesiącach, pod koniec sierpnia przeszedłem na lajtową wersję jasnej strony mocy i zostałem wegetarianinem.

1. Hummus

Hummus - źródło: Wikipedia

Hummus to moje odkrycie roku 2013. Zarówno w kategoriach jedzenia biegowego jak i niebiegowego. Podstawowy składa się z pasty tahini (którą robię sam po prostu blendując prażony sezam) ciecierzycy, czosnku i soku z cytryny/limonki. Jest to rewelacyjna i sycąca pasta, którą można jeść samą, może służyć jako zamiennik mięsa na obiadowym talerzu, ale może także być smarowidłem do kanapek czy tortilli.



Tradycyjny hummus to tylko baza, podstawa do otworzenia szafki z przyprawami i  kombinowania. Poniżej bardzo fajne zdjęcie, które znalazłem jakiś czas temu na facebookowej grupie wegetarian. Pokazuje jakie wariacje można robić w ramach hummusu.




2. Tortille z komosą ryżową, fasolą i awokado


Komosa ryżowa zwana także quinoa to podobno królowa wszystkich zbóż. Jako jedyna na świecie zawiera w sobie komplet białek potrzebnych człowiekowi. Odkryłem ją oczywiście po przeczytaniu Jedz i Biegaj Jurka oraz Urodzonych Biegaczy i ciągle nie do końca potrafię się nią posługiwać. Zrobiłem z niej kiedyś sałatkę (jarmuż, quinoa, żurawina) z bloga Richa Rolla, ale nie była to próba o wyjątkowym smaku. Na Amber Maraton przygotowałem tortille z quinoą, awokado i fasolą. Sam bym jeszcze trochę pokombinował nad kwestiami kompozycyjnymi, ale te tortille smakowały moim towarzyszom biegu, a i ja sam czułem po nich przypływ energii na kolejne kilometry. Ponieważ komosa ryżowa nie jest dostępna zawsze i wszędzie, czasem zastępują ją w moim "lunchboxie" po prostu ryżem lub którąś z polskich kasz. A miska w której jest ryż+fasola+awokado daje mi naprawdę meeega energetycznego kopa na długie godziny.


3. Zupa jarzynowa z Biedronki
To nie żart. To naprawdę poważna inspiracja od Dominika. Opowiadał kilka razy o tym, że przed biegiem musi sobie ugotować cały garnek zupy jarzynowej, bo bez tego nie jest w stanie uwolnić maksymalnej energii. A zupa ma w sobie to, że można się najeść do syta, niemal wypełnić po brzegi, a organizm w żaden sposób nie jest ociężały. Z Biedronki dlatego - bo robi się ją w 15 minut. Oczywiście, pewnie lepiej jest zrobić ją z warzyw z warzywniaka, ale wtedy nie byłby to już biegowy fast-food. A w takiej wersji wyskoczenie do najbliższej Biedronki po woreczek mroźnej krainy i wrzucenie na wrzątek + doprawienie to czas i koszt dokładnie taki sam jak wypad do macdonalna po cheesburgera ze strefy dobrych cen.

Przyznam szczerze, że nie wierzyłem Dominikowi. Myślałem, że to taki freakowaty pomysł i nic więcej. Do czasu, aż kiedy po prostu poczęstował mnie tą zupą. Razem z żoną zjedliśmy mu cały garnek. Od tego czasu jest to nasz domowy typowy fast-food, kiedy nie mamy czasu albo wyobraźni na dłuższą zabawę w kuchni.

* * *

Podsumowując zakończony rok 2013 niestety nie mogę powiedzieć o sobie, że jestem wegetarianinem na 100%. W Święta, po 4 miesiącach zjadłem kilka mięsnych (a raczej rybnych) dań i coś pękło. Nazwałem to nawet trochę przewrotnie "postanowieniem noworocznym". Mianowicie, że od nowego roku 2014 będę znów jadł mięso :) Moja wewnętrzna prawda jest natomiast taka, że zdrowa dieta z absolutną przewagą produktów roślinnych to podstawa, i od tego po prostu nie ma odwrotu. I niejedzenie mięsa to nie jest i nie może być kwestią "siły woli". Absurdem byłoby gdybym patrząc na kotleta nie zjadł go mimo cieknącej ślinki tylko dlatego, że tak sobie postanowiłem. Jasna strona mocy to stan, który mówi mi, że zdecydowanie wolę zjeść fasolę z ryżem i awokado zamiast pieczeni z szynki dlatego, że mój organizm tak chce, pożąda takiego jedzenia i z niego czerpie siłę i entuzjazm, po nim czuje, że dostał to, czego naprawdę potrzebuje do życia.

Nie jestem wegetarianinem. Potrafię od czasu do czasu zjeść rybę czy inne mięso. Ale słucham swojego organizmu. A nie ma lepszego papierka lakmusowego, który pokaże efekty stylu jedzenia niż biegowa ścieżka. Złe jedzenie ściągnie cię w dół, zaleje czoło potem i zepsuje trening. Dobre - uwolni radość biegania, o którą chyba tutaj tak naprawdę chodzi.



A żele i batony energetyczne? Kompletnie nie wiem jak można je nawet przyrównywać do naturalnego jedzenia. Kiedyś jak biegłem latem dłuższy dystans wciągnąłem żel energetyczny. Skończyło się tak, że po kilkunastu minutach wbiegłem do najbliższego spożywczaka, wepchałem się przed kolejkę ludzi co po kościele zaszli kupić ciasto na niedzielę i nerwowo wyżłopałem pół litra wody pod sklepem. Na ostatnim ultra na 34 km zjedliśmy pełne danie w Green Wayu. Nie wiem czy bez właśni tego posiłku udałoby się z taką mimo wszystko lekkością pokonać 66 km. Temat jedzenia i biegania to temat rzeka. Myślę, że wielokrotnie będę jeszcze do niego wracał.


1 komentarz:

  1. Do komosy ryżowej mnie przekonałeś i jest super:P muszę jeszcze w końcu kiedyś spróbować zrobić hummus, bo ciągle o nim słyszę, a nie mam pojęcia co to jest:) Warzywa z biedry są ok:) co do samego wegetarianizmu - jak dobrze wiesz ja też nie jem mięsa, a raczej unikam mięsa. Odkąd "przeszedłem" na wegetarianizm, a raczej semiwegetarianizm zjadłem tyle mięsa, co normalnie zjadłbym w kilka dni. Do mięsa nie zaliczam ryby, bo dla mnie ryba to nie mięso:) Mięso sklepowe natomiast jest na pewno złe - nieraz czułem się po obiedzie z takiego czegoś po prostu zmęczony. Cóż nie ma się co dziwić, skoro mięsko ze sklepu trafia do nas w tak krótkim czasie od narodzin, że więcej w nim środków chemicznych, antybiotyków i sterydów niż mięsa...
    Co do żeli - są fajne, ale trzeba używać z głową. Sam staram się ich unikać, ale jak skopiesz żywienie w czasie biegu mogą uratować życie... Osobiście szukam czegoś podobnego do nich, co mogę zrobić sam i jakoś transportować podczas biegu - póki co są to banany, orzechy włoskie, migdały, rodzynki, daktyle. Niestety żadna z tych rzeczy nie wchłania się tak szybko jak żel:( mam nadzieję, że kiedyś będę w stanie sobie samemu je robić jak Jurek, tylko ciągle się zastanawiam w co on je pakował...

    OdpowiedzUsuń

Podobne wpisy