niedziela, 1 grudnia 2013

II Bieg Morsa

II Bieg Morsa przez chwilę stał pod znakiem zapytania. Michał chyba nie dojechał z Miłomłyna, a na pewno rano nie był pewny gdzie jest, Jarek napisał, że ma wolne, ale wieczorem wyjeżdża więc musi odpocząć. Ja budząc się o przed 7-mą rano, słysząc jak przez ciemną grudniową noc ponuro zawiewa wiatr także miałem spore wątpliwości patrząc na przygotowany ręcznik i kąpielówki. Czy ja mam na pewno wszystko w porządku z głową?

Najłatwiejszym i sprawdzonym sposobem na rozwiewanie wątpliwości jest po prostu przestać o nich myśleć i działać zgodnie z opracowanym planem. Spakowałem plecak, zjadłem śniadanie, włączyłem endo i wybiegłem na umowione spotkanie z Dominikiem. Naszym celem było dobiec do morza i zmieścić się w 12 km. W linii prostej jest nawet mniej, a biegnąc ludziom przez podwórka, place zabaw, chaszcze i przecinając ulice poza skrzyżowaniami jest to teoretycznie możliwe. Problem polega jednak na tym, że aby zmieścić się w 12 km trzeba: a) wbiec schodami trzeźwości na Suchanino b) nie zgubić się na Suchaninie. Dziś nam to drugie nie wyszło i zaliczyliśmy nadprogramowe zwiedzanie, połączone w późniejszym odcinku trasy także ze zwiedzaniem naszej ukochanej uczelni: Politechniki Gdańskiej. Nie było mnie tam niemal 15 lat. Wspomnienia są mocne.
Tyle tylko, że na pamiątkowym zdjęciu wyszliśmy jak menele po nocy w rurach ciepłowniczych, jak złomiarze, tyle, że wózek ze złomem nie wszedł w kadr. Chyba trzeba lepiej zadbać o nasz biegowy look, bo samym sportem serc naszych kobiet (żon i córek oczywiście) nie zdobędziemy :D


Ostatecznie trasa do morza ponownie wyniosła dokładnie 13 km. Kiedy dobiegliśmy do plaży uruchomiłem swoje umiejętności radzenia sobie z wątpliwościami: bezmyślnie się rozebrałem, bezmyślnie założyłem kąpielówki i równie bezmyślnie wbiegłem do wody, rzuciłem się w morze, bezmyślnie przepłynąłem 10 metrów, bezmyślnie napiłem się naturalnych elektrolitów i... no i zacząłem myśleć. Jak tylko zacząłem myśleć wyskoczyłem z wody ja z procy.

Dominik zrobił dokładnie to samo, aczkowikiek nie pytałem się jak głeboko nad tym myślał :) W wodzie nikt fotek nam nie zrobił, bo 100% ekipy morsowało. Po wyjściu z wody poprosiłem o zdjęcie spacerowiczów:


Elementy lansu:
1. Niebieska koszulka z Maratonu Wigry podwinięta aby nie zmoczyła się od gaci i uwidoczniła piwny kaloryfer

2. Biała koszulka Maratonu Solidarności kryjąca ciało kulturysty, który stał się urodzonym biegaczem.

Wracając do domów zdarzyły się praktycznie dwa incydenty warte opisania:

Najpierw kiedy zatrzymaliśmy się w Biedronce i stałem w kolejce z energetykiem - pani przede mną zlustorwała mnie od stóp do głów i rzekła: "Niech Pan stanie przede mną z tym piwkiem"

Nastepnie zamarzyliśmy sobie aby przebiec przez teren Politechniki i wyjść bramką przy Kwadratowej. Okazało się, że jest zawiązana łańcuchem. Dominik stwierdził, że jest urodzonym parkourowcem i rzucił się do kociego skoku przez bramę. Wszystko byłoby fajnie gdyby nie to, że ktoś posmarował całą bramę bardzo obficie towotem albo jakimś podobnym smarem maszynowym. Po skoku rękawiczki były do wyrzucenia. Ja jednak duszy parkourowca nie mam i poszukałem drogi dookoła.

Droga powrotna skróciła się do 12,7 km. Wliczając w to krążenie po terenie Politechniki jesteśmy już coraż bliżej zakmnięcia się w 12 km. Łącznie przebylismy 25,7 km w 2,5 h.

Za tydzień III Bieg Morsa?


4 komentarze:

  1. Z pierwszej fotki widać, który się urodził w czasach BeeGees, a który w epoce Italo Disco. Od kolejnego biegu może mnie tylko choroba lub jakiś wyjazd odciągnąć. Mam ochotę dłużej popływać, tylko muszę zaradzić coś na marźnięcie palców.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pływać w rękawiczkach? Co do podobienstwa Twojego do Savage'a to jest ono bezsprzeczne. Michał się odnalazł. Nie do konca rozumiem co do mnie pisze, ale na pewno nie leży w rowie pod Miłomłynem, aczkolwiek coś majaczy o dzikach :D Za tydzien trzeba będzie go bardziej przypilnować w sobotę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak się zbiega Łostowicką do Kartuskiej, to potem nie prosto na Carefur, tylko trochę w prawo, jakies 300-500 metrów wzdłuż Kartuskiej i trzeba odbić w lewo na górę. Podbieg ma może z 200 metrów, ale daje w kość

    OdpowiedzUsuń

Podobne wpisy