środa, 30 października 2013

Niespodziewany rekord w półmaratonie z Galahad na uszach


Zaktualizowałem listę płyt na ten tydzień i długo stałem na klatce gotowy do biegu wybierając muzykę do dzisiejszego treningu. Do wyboru miałem kilka płyt Lou Reeda w formie hołdu, mega klasykę czyli Animals Floydów, kilka płyt The Who - podobno wielkiego zespołu, który zawsze do tej pory obchodziłem mniejszym lub większym łukiem, no i kilka albumów Galahad.

Wiem, że słuchanie neoproga z lat 90-tych było passé już w latach 90-tych, ale mam straszny sentyment do tej płyty i ciężko było mi odmówić sobie przyjemności rozruszania kości przy dźwiękach Sleepers.

Ponieważ treningowe kręcenie kółek dookoła zbiornika coraz bardziej mnie nudzi staram się jak mogę urozmaicać sobie trasę. O ile w weekendy nie ma z tym problemu, bo biega się w dzień i można praktycznie co weekend wymyślać inne trasy i zwiedzać naprawdę przedziwne rejony w całkiem bliskiej okolicy, to w tygodniu, po zmianie czasu praktycznie nie ma opcji aby bez czołówki ruszyć gdzieś dalej. Ostatnio poza zwyczajnymi kółkami 1,3 km polubiłem większa pętlę okrążającą mój zbiornik zakoniczyński oraz stawik przy szkole na Ujeścisku. Daje to łącznie około 4,5 km. Chcąc zrobić dychę - leci się po prostu dwie duże pętle + dokrętka. I taki miałem plan na dzisiaj.



Zupełnie jednak zapomniałem, że w latach 90-tych była taka moda, że dosłownie każda płyta CD musiała być wypełniona do ostatniego wolnego bita muzyką. I jak już kończyła się podstawowa płyta to czekały nas jeszcze bonus albo hidden tracki. Tym sposobem chcąc wysłuchać Sleepersów w całości okazało się, że przebiegłem już 15 km i zamiast spokojnej dokrętki wokół zbiornika rzuciłem się na czwartą dużą pętlę. OK, niech będzie. Wyjdzie jakieś 18 km - na szybko przeliczyłem w głowie i włączyłem płytę ponownie od początku.

I wtedy zacząłem liczyć, że mimo, że biegnie się lekko, treningowo, ze spokojnym oddechem, to kręcę czasy, o których jeszcze nawet 2 miesiące temu, w kontekście takiego dystansu - tylko marzyłem. Przypomniałem sobie swoje pierwsze treningi rok temu i małe marzenie - wyprzedzać więcej osób niż mnie wyprzedza. I tę dumę kilka tygodni potem, kiedy wróciłem do domu i pochwaliłem się żonie: "Grażka! Juhuuuu! Dziś wyprzedziłem kogoś! Pierwszy raz!". I Dominika, który niedługo potem skwitował mnie słowami: "Ja wyprzedzam wszystkich".

Biegłem, nie czułem ciężkości ciała, płuca pracowały tak, że mogłem przestać oddychać na pół minuty i biec dalej, nogi były tak lekkie, że w każdym momencie czułem, że mogę przyspieszyć o minutę i trzymać takie tempo przez 2-3 km... Tylko dlaczego tak nie czułem się w sobotę w Kolbudach? Dlaczego wtedy dyszałem jak lokomotywa a nogi miałem jak kłody?

Kiedy skończyłem czwartą pętlę i wybił 18 km zaczęło mnie korcić, aby dołożyć jeszcze trochę. Z międzyczasów wyszło mi, że teraz, nawet jeżeli przejdę kolejne 3 km spacerkiem to PB w półmaratonie mam w kieszeni. Ale wcale nie miałem ochoty na spacerek. Dokończyłem dzieła normalnym przelotowym tempem i zamknąłem półmaraton wynikiem 1h 50 min 35 sek.

To 7 minut lepiej niż w Iławie. Szkoda tylko, że nie dokręciłem jeszcze jednego kółka, wtedy odejmując pierwsze rozgrzewkowe kilometry spokojnie zszedłbym poniżej 1:50:00 a może i poniżej 1:49:21 (heh). Co się odwlecze to nie uciecze :)





5 komentarzy:

  1. Z tym "ja wyprzedzam wszystkich" zabrzmiało, jakbym się uważał za jakiegoś gieroja ;) A ja wtedy wyprzedzałem, ponieważ nie wierzyłem w swoje siły i startowałem z tyłu. Odkąd ustawiam się bliżej linii startu, obserwuję głównie plecy oddalających się biegaczy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale ja miałem na myśli, że kiedyś powiedziałeś, że wyprzedzasz wszystkich dookoła naszego stawiku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie, zasugerowałem się dystansem i odniosłem do biegów ulicznych. BTW wczoraj znowu dostałem dowód, że po rotawirusie (wyjątkowo znośnie go przeszedłem - może to dzięki wódce z pieprzem, którą polecałeś ;) biegnie się na połowę możliwości, zatem moje doświadczenia z maratonu są niepełne. Nie mogę się już doczekać maratonu '5 stawów'.

      Usuń
    2. Polecałem wódkę - o pieprzu nic nie wspominałem :)
      Mam nadzieję, że nie nastawiasz się na personal besta na maratonie 5 jezior/stawów, bo ja raczej widzę ten bieg w formie konwersacyjnej bardziej.

      Usuń
    3. pieprz gdzies doczytalem, a maraton ma byc przyjemna, wolna przebiezka polaczona z piknikiem ;)

      Usuń

Podobne wpisy